Mądrości wyczytane z profilu Karolowego na fb:
"Jeśli jest dobrze, to po co zmieniać."
oraz "Życie samo z siebie przynosi wiele bólu, wiec nie warto, żeby ludzie jeszcze dodatkowo się ranili."
Pozdrowienia dla Karola.
Poza tym kilka zdań o Austrii. Wyjazd, jak się okazało, wcale tani nie był (dla firmy, bo my jako pracownicy prawie nic nie płaciliśmy). Na szczęście narty mi się spodobały, więc cały wyjazd uważam za udany. Podszkoliłem się trochę a przy okazji odpocząłem i nawet udało się trochę pograć z chłopakami.
Szkoda, że tak krótko, ale cóż...
piątek, 17 grudnia 2010
czwartek, 16 grudnia 2010
wtorek, 14 grudnia 2010
niedziela, 12 grudnia 2010
12 12 2010
każdy sobie rzepke skrobie. na razie jest fajnie. juz nic nie leci z rąk. nikt sie nie połamał, pierwsze zakupy swiateczne zrobione. zima za oknem. na drogach ślisko...
czwartek, 9 grudnia 2010
pusty dom
...pusty dom...
http://www.youtube.com/watch?v=1w5mqZVNAos
Zaczyna się czas rozjazdów przedświątecznych. Mąż jedzie do Austrii do Kaprun. Ze zdjęć w internecie można zobaczyć, że to bajkowa kraina. My zbieramy powoli manatki i jedziemy do dziadków, żeby nie myśleć jak sie zjeżdża na nartach...
Właśnie kilka dni temu minęło 2,5 roku od Naszego Ślubowania. Polecamy. Pewnie nie jest łatwo, ale jest warto, bo jest pięknie.
Frankowi właśnie minął 1 rok i już 3 miesiące. Rośnie leworęczny specjalista od demolki i rozbrajania różnego kalibru mechanizmów. Dalej zachwyca się śniegiem, ale dłuższe spacery go męczą jeszcze na własnych nóżkach.
Drugie Maleństwo rozwija się pod serduchem. Jeszcze przypomina czasem, że czegoś nie mogę jeść. Jednak już zaczyna powoli tolerować mięso...
Chyba czas kończyć pakowanie i się zbierać...
http://www.youtube.com/watch?v=1w5mqZVNAos
Zaczyna się czas rozjazdów przedświątecznych. Mąż jedzie do Austrii do Kaprun. Ze zdjęć w internecie można zobaczyć, że to bajkowa kraina. My zbieramy powoli manatki i jedziemy do dziadków, żeby nie myśleć jak sie zjeżdża na nartach...
Właśnie kilka dni temu minęło 2,5 roku od Naszego Ślubowania. Polecamy. Pewnie nie jest łatwo, ale jest warto, bo jest pięknie.
Frankowi właśnie minął 1 rok i już 3 miesiące. Rośnie leworęczny specjalista od demolki i rozbrajania różnego kalibru mechanizmów. Dalej zachwyca się śniegiem, ale dłuższe spacery go męczą jeszcze na własnych nóżkach.
Drugie Maleństwo rozwija się pod serduchem. Jeszcze przypomina czasem, że czegoś nie mogę jeść. Jednak już zaczyna powoli tolerować mięso...
Chyba czas kończyć pakowanie i się zbierać...
poniedziałek, 6 grudnia 2010
Dodam tylko, że wymiany były następujące:
Snow Tails -> La Città
Strozzi -> Industria
Wysokie Napięcie -> Venedig
Condottiere -> Osadnicy z Catanu: Gra karciana
Martinique -> Aton
Notre Dame -> Hacienda
Poza tym dziś wielka chwila: pierwszy od niepamiętnych czasów wpis Karola na swojego bloga: http://kjzaragoza.blogspot.com/2010/12/po-powrocie.html
Pisz, Karolu, oby tak dalej :)
Snow Tails -> La Città
Strozzi -> Industria
Wysokie Napięcie -> Venedig
Condottiere -> Osadnicy z Catanu: Gra karciana
Martinique -> Aton
Notre Dame -> Hacienda
Poza tym dziś wielka chwila: pierwszy od niepamiętnych czasów wpis Karola na swojego bloga: http://kjzaragoza.blogspot.com/2010/12/po-powrocie.html
Pisz, Karolu, oby tak dalej :)
Etykiety:
gry
czwartek, 2 grudnia 2010
przyszła zima
Od poniedziałku śnieg w Lublinie. W tym roku to Franka pierwsze zetknięcie ze śniegiem. Zaczyna odkrywać powoli, co można z tym białym czymś robić... To dość niesamowite...Ale podoba mu się. Ja też nie narzekam, całkiem mi się podoba wychodzenie z Naszym Maluszkiem na dwór, bo po prostu możemy sobie pochodzić i się pozachwycać śniegiem... To mało wymagające, a to obecnie dobre w moim stanie...
Z ciekawych rzeczy. Zakończył się tzw. Mathandel - potocznie zwany wyminą gier. Wystawiliśmy 6, choć ostatecznie było nam ich szkoda. Wystawiliśmy i udało nam się je wymienić na inne. Dziś poszły właśnie przesyłki. Wysyłanie gier nie jest niczym fajnym niestety, bo trzeba dłuuuugo stać na poczcie i się bawić z tymi paczkami i paczuszkami. Mamy nadzieje, że do nowych właścicieli trafią bez ubytków... i teraz czekamy na nasze zdobycze. Mam nadzieje, że Łukasz wybrał coś sensownego... w co będzie nam się fajnie grało...
Kolejna ciekawostka: mój tata kończy 50 lat jutro...
Z ciekawych rzeczy. Zakończył się tzw. Mathandel - potocznie zwany wyminą gier. Wystawiliśmy 6, choć ostatecznie było nam ich szkoda. Wystawiliśmy i udało nam się je wymienić na inne. Dziś poszły właśnie przesyłki. Wysyłanie gier nie jest niczym fajnym niestety, bo trzeba dłuuuugo stać na poczcie i się bawić z tymi paczkami i paczuszkami. Mamy nadzieje, że do nowych właścicieli trafią bez ubytków... i teraz czekamy na nasze zdobycze. Mam nadzieje, że Łukasz wybrał coś sensownego... w co będzie nam się fajnie grało...
Kolejna ciekawostka: mój tata kończy 50 lat jutro...
środa, 24 listopada 2010
Się dzieje
Codziennie coś. Tym razem czekamy na kolejne wyjście na łyżwy.
Śledzimy nowości filmowe... Ja się zachwycam Robertem D. Jr. Fajnie gra, rewelacyjnie wygląda... jest boski... [hihihi]
Już jakąś chwilę temu oglądaliśmy Robin Hooda, polecamy. Jest ciekawie zrobiony, dobrzy aktorzy. Przede wszystkim nie nudzi... Nawet są chwile napięcia i podniesionej adrenaliny...
House już się powoli nudzi, choć z ciekawością czekamy na nowe odcinki, to 7 sezonów może starczy?
Z ciekawostek o Dzidziusiu, wczoraj go podglądaliśmy i tak słodko sobie spał. Kiedy go lekarz obudził, to cudownie sobie machał nóżkami i rączkami... jakby nam pomachał normalnie, choć ma dopiero 67, 1 mm... Cuda życia są niesamowite...
Śledzimy nowości filmowe... Ja się zachwycam Robertem D. Jr. Fajnie gra, rewelacyjnie wygląda... jest boski... [hihihi]
Już jakąś chwilę temu oglądaliśmy Robin Hooda, polecamy. Jest ciekawie zrobiony, dobrzy aktorzy. Przede wszystkim nie nudzi... Nawet są chwile napięcia i podniesionej adrenaliny...
House już się powoli nudzi, choć z ciekawością czekamy na nowe odcinki, to 7 sezonów może starczy?
Z ciekawostek o Dzidziusiu, wczoraj go podglądaliśmy i tak słodko sobie spał. Kiedy go lekarz obudził, to cudownie sobie machał nóżkami i rączkami... jakby nam pomachał normalnie, choć ma dopiero 67, 1 mm... Cuda życia są niesamowite...
czwartek, 18 listopada 2010
Dziś łyk poezji:
Konstanty Ildefons Gałczyński
Kryzys w branży szarlatanów
Słoneczko z ruskich bylin
już się na zachód chyli
i pustoszeje targ.
Szarlatan na podmostku
sprzedaje lalki z wosku,
krzyczy gorączką warg:
- Hej, panowie, paniusie,
bracia-siostry w Chrystusie,
kupcie ode mnie coś:
Mam lalki od miłości,
maści od samotności
i Polikarpa kość...
Hej, paniusie, panowie,
kupcie u mnie cokolwiek -
z febry od rana drżę!
Ocet siedmiu złodziei
i babiloński kleik,
i poudre de pourlimpimpim...
Ale krzyk nie pomaga,
wszyscy mówią, że blaga,
sztuczki w diabelskim pudle.
Więc ty, Najświętsza Panno,
dopomóż szarlatanom,
by nie pomarzli zimą jak wróble.
już się na zachód chyli
i pustoszeje targ.
Szarlatan na podmostku
sprzedaje lalki z wosku,
krzyczy gorączką warg:
- Hej, panowie, paniusie,
bracia-siostry w Chrystusie,
kupcie ode mnie coś:
Mam lalki od miłości,
maści od samotności
i Polikarpa kość...
Hej, paniusie, panowie,
kupcie u mnie cokolwiek -
z febry od rana drżę!
Ocet siedmiu złodziei
i babiloński kleik,
i poudre de pourlimpimpim...
Ale krzyk nie pomaga,
wszyscy mówią, że blaga,
sztuczki w diabelskim pudle.
Więc ty, Najświętsza Panno,
dopomóż szarlatanom,
by nie pomarzli zimą jak wróble.
środa, 10 listopada 2010
Co do naszej pociechy, to wszystko wskazuje na to, że będzie Marysia. Jednak jeszcze nie ma potwierdzenia na USG. Póki co mamy przeczucie.
Dziś wielki dzień... Początek kolejnego długiego weekendu. Więc sobie na ten początek zaplanowaliśmy wypad na łyżwy. A potem wieczorkiem do Radzynia. Długie weekendy są świetne.
A poza tym z cyklu, jak coś zrobić: "Jak zrezygnować z posiadania telewizora?" (http://www.wikihow.com/Decide-Against-Owning-a-TV). Szczególnie pierwszy tips jest bardzo fajny. Polecam :)
Pozwolę sobie jeszcze zalinkować do zdjęcia Eli, które obrazuje wspaniale spędzoną u nas niedzielę:
http://sphotos.ak.fbcdn.net/hphotos-ak-snc4/hs924.snc4/73780_163531820343900_100000612483290_380004_7772391_n.jpg
Dziś wielki dzień... Początek kolejnego długiego weekendu. Więc sobie na ten początek zaplanowaliśmy wypad na łyżwy. A potem wieczorkiem do Radzynia. Długie weekendy są świetne.
A poza tym z cyklu, jak coś zrobić: "Jak zrezygnować z posiadania telewizora?" (http://www.wikihow.com/Decide-Against-Owning-a-TV). Szczególnie pierwszy tips jest bardzo fajny. Polecam :)
Pozwolę sobie jeszcze zalinkować do zdjęcia Eli, które obrazuje wspaniale spędzoną u nas niedzielę:
http://sphotos.ak.fbcdn.net/hphotos-ak-snc4/hs924.snc4/73780_163531820343900_100000612483290_380004_7772391_n.jpg
wtorek, 2 listopada 2010
Wszyscy święci
Dziś już 2 listopad, więc jesteśmy bezpośrednio po święcie Wszystkich Świętych. Gratulujemy tym wszystkim, którzy urodzili się właśnie wczoraj, bo niezliczone rzesze świętych mają ich w opiece...
poniedziałek, 25 października 2010
hmm poniedziałek
Do perspektywy dłuższego odpoczynku jeszcze kilka dni. Najpierw trzeba jeszcze do tego doczekać. U nas dziś BABSKI wieczór. Franek został maskotką wieczoru. Miała być Hania i Paulina, a tu jeszcze Mama... Magda i Katarzyna się przewinęły. Okazało się bardzo sympatycznie. Dostaliśmy troszkę przeróżnych prezencików... Pośmialiśmy się i całkiem miło się zrobiło. Teraz musimy się modlić, żeby Paulina znalazła pracę... życie jest piękne. To, o dziwo, był dobry poniedziałek.
Podziw dla Wierży...
Podziw dla Wierży...
Znowu poniedziałek
Dziś znowu poniedziałek. Na szczęście w perspektywie jest dłuższy weekend.
Bardzo się cieszę, że miniony weekend udało się spędzić choć trochę w atmosferze grania. W naszych skromnych lubelskich progach pojawili się państwo Babiczowie i mogliśmy troszkę więcej sobie pograć (Mr. Jack, Bausack, Agricola, Stone Age)
Ciekawostka: zespół Rooster z Wierżą w roli solisty.
Jakieś roszczenia spowodowały, że film nie jest już dostępny...
Bardzo się cieszę, że miniony weekend udało się spędzić choć trochę w atmosferze grania. W naszych skromnych lubelskich progach pojawili się państwo Babiczowie i mogliśmy troszkę więcej sobie pograć (Mr. Jack, Bausack, Agricola, Stone Age)
Ciekawostka: zespół Rooster z Wierżą w roli solisty.
Jakieś roszczenia spowodowały, że film nie jest już dostępny...
wtorek, 19 października 2010
poniedziałek, 18 października 2010
Puzzle
Ostatnio jakoś tak dużo linkuję. No ale trudno...
http://www.domosfera.pl/wnetrza/1,101999,8111865,Puzzle_w_designie.html
http://www.domosfera.pl/wnetrza/1,101999,8111865,Puzzle_w_designie.html
czwartek, 14 października 2010
środa, 13 października 2010
Słowo
Ze Słowem można się spotkać wszędzie. Właściwie nie ma żadnych ograniczeń. A najlepsze na to miejsce jest przy stole do ping-ponga. Dlaczego nie?
poniedziałek, 11 października 2010
piątek, 8 października 2010
ciężko
Zaczął się październik. Koniec urlopu. Zaczęła się praca. Ciężki dzień, ciężki tydzień... czy kiedyś będzie lżej....?
Pozdrowienia dla wszystkich, którzy nie mają lekko w życiu...
Pozdrowienia dla wszystkich, którzy nie mają lekko w życiu...
wtorek, 28 września 2010
jeszcze ciut urlopowo
Zaraz po powrocie z Warszawy do Lublina (przez Radzyń bo bliżej) w niedzielę zwiedzaliśmy okolice Lublina. Odwiedziliśmy Motycz i Rejonowy Dzień Wspólnoty. Cały prawie nasz krąg powiedział świadectwa z rekolekcji. Było miło, a potem jeszcze ciasteczko i herbatka. Impreza wbrew pozorom dość krótka, bo już o 14. jechaliśmy na obiad do Michała i Aleksandry. Było dość wesoło. Mieliśmy przyjechać z obiadem, ale u mężczyzn duża liczba informacji powoduje przeciążenie, wiec fasolka została w domu. Franek wylał zupę na moją sukienkę i pizza była z ostrymi papryczkami jalapeño. Wieczorem jeszcze odwiedziliśmy Hannę z Markiem. Troszkę posiedzieliśmy, pogadaliśmy i wróciliśmy do domu po dniu pełnym atrakcji.
Jesteśmy narodem wędrującym. Dlatego już w poniedziałek wróciliśmy do Radzynia, żeby móc w środę być z powrotem w Lublinie. Ale posiedzieliśmy, pogadaliśmy, zrobiliśmy zakupy, trochę się pośmialiśmy, odwiedziliśmy kilka osób, dostaliśmy troszkę prezentów i azymut na Lublin. W międzyczasie Franuś sobie nabił kilka guzów, bo przecież nauka chodzenia musi być odczuwalna.
Czas urlopowego wędrowania zakończył się na Rekolekcjach Diecezjalnej Diakonii Muzycznej w Księżomierzy. Polecamy grającym i niegrającym, bo to dla nas był dobry czas.
Okazało się, że kapłani mają dużą moc sprawczą w imieniu Pana, a wstawiennictwo ks. Franciszka Blachnickiego może także zdziałać cuda. Dla Boga nie ma nic niemożliwego...
Udział w tych rekolekcjach wiązał się z podjęciem odpowiedzialności i posługi w Ruchu jako muzyczni. To oczywiście udział w kilku dodatkowych dziełach ze strony muzycznej. Między innymi był to już piknik rodzinny w Matczynie, choć diecezjalny to brało w nim udział nie więcej niż 50 os. Mimo to było bardzo milo a na dodatek Frankowi się bardzo podobało i już powoli zaczyna się uczyć piosenek z pokazywaniem, a raczej pokazywania w piosenkach...
Na koniec września oczywiście wielkie świętowanie Łukaszowych urodzin. Zeszło się kilka osób, no i fajnie. Posiedzieliśmy sobie troszkę, pogadaliśmy niewiele, bo warunki były dość kiepskie do rozmów. Udało się zagrać w jedną grę, choć nie wszyscy byli z tego zadowoleni, ale i tak było sympatycznie. Choć to był ciężki dzień, bo już o 20 wszyscy byli padnięci, to impreza jak dla mnie była udana.
Na koniec września 27, czyli właściwie wczoraj, dotarła do nas smutna wiadomość. Zmarła ciocia Celinka (Siostra Mojego Śp. Dziadziusia Kazika). Zawsze się wydawało, że ona się ze wszystkiego wykaraska, bo z niedokrwistością żyła już 40 lat. Wiele rzeczy ją spotkało, ale jakoś jej się udało przez to przejść. Jednak komplikacji po wypadku, który miał miejsce 5 września, nie udało się zatrzymać. Ostatnie dni to obawa, że śmierć nadejdzie w każdej chwili, a i tak kobieta była na nogach prawie do samego końca... Ech, Ty Życie... Wieczny Odpoczynek racz dać Jej Panie....
Jesteśmy narodem wędrującym. Dlatego już w poniedziałek wróciliśmy do Radzynia, żeby móc w środę być z powrotem w Lublinie. Ale posiedzieliśmy, pogadaliśmy, zrobiliśmy zakupy, trochę się pośmialiśmy, odwiedziliśmy kilka osób, dostaliśmy troszkę prezentów i azymut na Lublin. W międzyczasie Franuś sobie nabił kilka guzów, bo przecież nauka chodzenia musi być odczuwalna.
Czas urlopowego wędrowania zakończył się na Rekolekcjach Diecezjalnej Diakonii Muzycznej w Księżomierzy. Polecamy grającym i niegrającym, bo to dla nas był dobry czas.
Okazało się, że kapłani mają dużą moc sprawczą w imieniu Pana, a wstawiennictwo ks. Franciszka Blachnickiego może także zdziałać cuda. Dla Boga nie ma nic niemożliwego...
Udział w tych rekolekcjach wiązał się z podjęciem odpowiedzialności i posługi w Ruchu jako muzyczni. To oczywiście udział w kilku dodatkowych dziełach ze strony muzycznej. Między innymi był to już piknik rodzinny w Matczynie, choć diecezjalny to brało w nim udział nie więcej niż 50 os. Mimo to było bardzo milo a na dodatek Frankowi się bardzo podobało i już powoli zaczyna się uczyć piosenek z pokazywaniem, a raczej pokazywania w piosenkach...
Na koniec września oczywiście wielkie świętowanie Łukaszowych urodzin. Zeszło się kilka osób, no i fajnie. Posiedzieliśmy sobie troszkę, pogadaliśmy niewiele, bo warunki były dość kiepskie do rozmów. Udało się zagrać w jedną grę, choć nie wszyscy byli z tego zadowoleni, ale i tak było sympatycznie. Choć to był ciężki dzień, bo już o 20 wszyscy byli padnięci, to impreza jak dla mnie była udana.
Na koniec września 27, czyli właściwie wczoraj, dotarła do nas smutna wiadomość. Zmarła ciocia Celinka (Siostra Mojego Śp. Dziadziusia Kazika). Zawsze się wydawało, że ona się ze wszystkiego wykaraska, bo z niedokrwistością żyła już 40 lat. Wiele rzeczy ją spotkało, ale jakoś jej się udało przez to przejść. Jednak komplikacji po wypadku, który miał miejsce 5 września, nie udało się zatrzymać. Ostatnie dni to obawa, że śmierć nadejdzie w każdej chwili, a i tak kobieta była na nogach prawie do samego końca... Ech, Ty Życie... Wieczny Odpoczynek racz dać Jej Panie....
poniedziałek, 27 września 2010
urlopowe wycieczki - ciąg dalszy
Właściwie można by tutaj jeszcze trochę pozachwycać się nad pięknem Zamku Królewskiego i 'Krajobrazu z miłosiernym Samarytaninem' a także 'Damy z łasiczką', jednakże idźmy dalej. W naszych długich i krętych drogach po Warszawie spotkaliśmy także Syrenkę. Monikę ona zupełnie zaskoczyła. Jakże to było piękne. 'Jaka ona mała!'. Tak czy siak była i chyba się cieszyła z naszego przyjścia. Właściwie to nie tylko Syrenka, bo myślę, że i Sfinks się cieszył.
Odwiedziny w Warszawie zakończyliśmy kawiarnią My Baby Cafe - miejsce magiczne, zwłaszcza dla dzieci, gdzie można znaleźć wszystko, co potrzebna dla maluchów: zabawki, zabawki, właściwie cały plac zabaw (2 duże sale), książki (bajki, kolorowanki), gry planszowe dla całej rodziny, poza tym całkiem spory wybór nocników w WC i ekstra sprzęt do przewijania razem z pieluszkami. Poza tym nie można zapomnieć o niesamowicie bbogatym menu: kanapeczki dla dzieci, milkszejki, koktajle bezalkoholowe, desery, kawy etc. Słowem wszystko. Zdarza się też, że w tych salach dla dzieci sa opiekunki, co sprawia, że można spokojnie zostawić pociechy pod opieką profesjonalistek a samemu pogrążyć się w konsumpcji, dyskusji, lekturze, grze, czymkolwiek.
Naszą bazą wypadową był Głosków i dom wujostwa Janowskich :) Udało się przy okazji Ślopa zarazić Pandemikiem i Stone Age'm. Wracając do domu krętymi drogami rozwiązywaliśmy jeszcze zakręcone Czarne historie.
Odwiedziny w Warszawie zakończyliśmy kawiarnią My Baby Cafe - miejsce magiczne, zwłaszcza dla dzieci, gdzie można znaleźć wszystko, co potrzebna dla maluchów: zabawki, zabawki, właściwie cały plac zabaw (2 duże sale), książki (bajki, kolorowanki), gry planszowe dla całej rodziny, poza tym całkiem spory wybór nocników w WC i ekstra sprzęt do przewijania razem z pieluszkami. Poza tym nie można zapomnieć o niesamowicie bbogatym menu: kanapeczki dla dzieci, milkszejki, koktajle bezalkoholowe, desery, kawy etc. Słowem wszystko. Zdarza się też, że w tych salach dla dzieci sa opiekunki, co sprawia, że można spokojnie zostawić pociechy pod opieką profesjonalistek a samemu pogrążyć się w konsumpcji, dyskusji, lekturze, grze, czymkolwiek.
Naszą bazą wypadową był Głosków i dom wujostwa Janowskich :) Udało się przy okazji Ślopa zarazić Pandemikiem i Stone Age'm. Wracając do domu krętymi drogami rozwiązywaliśmy jeszcze zakręcone Czarne historie.
krótko wrześniowo jeszcze
Dużo się wydarzyło w tym miesiącu. To będzie krótkie sprawozdanie z wydarzeń, w których braliśmy udział. 4 września moja siostra zwana również Aleksandrem Macedońskim ślubowała miłość wierność i uczciwość małżeńską etc. obecnemu mojemu szwagrowi zwanemu Miśkiem potocznie. Impreza była przepiękna. Były wyjątki, kiedy to Panna Młoda miała suknię całą w czekoladzie albo połamało jej się koło w sukni, właściwie nie wiadomo dlaczego. Przygody Młodego nie są mi bliżej znane. Przy okazji udało się nam być razem z Frankiem. Razem wróciliśmy o 2. rano, bo Franek wcześniej bawił się z różnymi ludźmi, niekoniecznie z rodzicami. Po 12. i oczepinach także zaśpiewali mu sto lat, bo właśnie wtedy skończył roczek. Udało mu się go przetuptać, bo tydzień wcześniej zaczął sam chodzić. Po weselu poprawiny i tort urodzinowy naszego synka... a w poniedziałek kolejny wyjazd.
Wyruszyliśmy do Warszawy. Wróciliśmy dopiero w sobotę, wiec trochę zabalowaliśmy. Odwiedziliśmy kilka fajnych miejsc i spotkaliśmy się z kilkoma osobami... pozdrawiamy bardzo, szczególnie Te pociągające...
Zwiedziliśmy muzeum Chopina na Okólniku. Nowe technologie, dużo wiadomości, ciekawe rozwiązania i super sala dla dzieci. Ciekawe jest to, że nie trzeba tam być cicho, bo są głosniki, przez które można wielu rzeczy posłuchać. Przede wszystkim wszędzie słychać muzykę Chopena.
Potem był Zamek Królewski i Dama z Łasiczką i Dobry Samarytanin. Piękne obrazy.
Wyruszyliśmy do Warszawy. Wróciliśmy dopiero w sobotę, wiec trochę zabalowaliśmy. Odwiedziliśmy kilka fajnych miejsc i spotkaliśmy się z kilkoma osobami... pozdrawiamy bardzo, szczególnie Te pociągające...
Zwiedziliśmy muzeum Chopina na Okólniku. Nowe technologie, dużo wiadomości, ciekawe rozwiązania i super sala dla dzieci. Ciekawe jest to, że nie trzeba tam być cicho, bo są głosniki, przez które można wielu rzeczy posłuchać. Przede wszystkim wszędzie słychać muzykę Chopena.
Potem był Zamek Królewski i Dama z Łasiczką i Dobry Samarytanin. Piękne obrazy.
środa, 1 września 2010
Kolejna wygrana gra: Martinique
Poza tym w najbliższym czasie przewiduję małe rotacje w kolekcji gier (głównie chodzi o sprzedaż starych, mało granych tytułów). Więcej informacji umieszczę może nawet tutaj już niebawem. Może będziecie mieli okazję załapać się na jakąś fajną promocję.
Poza tym w najbliższym czasie przewiduję małe rotacje w kolekcji gier (głównie chodzi o sprzedaż starych, mało granych tytułów). Więcej informacji umieszczę może nawet tutaj już niebawem. Może będziecie mieli okazję załapać się na jakąś fajną promocję.
Etykiety:
gry
poniedziałek, 30 sierpnia 2010
Po weekendzie/Kolejny tydzień/Już niedługo urlop
Jak w tytule.
Wspaniały siedlecki weekend z radzyńskimi akcentami.
Dziękujemy Ewie i Marcinowi za gościnę.
A tu pamiątka w postaci kilku zdjęć:
http://www.fabryka-fotografii.pl/blog/?p=127
Wspaniały siedlecki weekend z radzyńskimi akcentami.
Dziękujemy Ewie i Marcinowi za gościnę.
A tu pamiątka w postaci kilku zdjęć:
http://www.fabryka-fotografii.pl/blog/?p=127
piątek, 27 sierpnia 2010
Nowinki
Dzisiaj Marek ma operację. Czekamy na wyniki. Wszystko powinno być dobrze. Święta Monika czuwa.
Poza tym weekend spędzimy siedlcowo i jak dobrze pójdzie to jeszcze w niedzielę będzie jakaś imprezka w Lublinie.
Cóż jeszcze? Le Havre to naprawdę dobra gra.
A w temacie operacji : http://chud.com/articles/content_images/17/HouseHeart.jpg
Poza tym weekend spędzimy siedlcowo i jak dobrze pójdzie to jeszcze w niedzielę będzie jakaś imprezka w Lublinie.
Cóż jeszcze? Le Havre to naprawdę dobra gra.
A w temacie operacji : http://chud.com/articles/content_images/17/HouseHeart.jpg
niedziela, 15 sierpnia 2010
wtorek, 10 sierpnia 2010
Bobrowniki 3-8.08
Po szybkim praniu i szybkim spaniu, spotkaniu z Joanną Janusz:) i Anią Cichowską w końcu wyjechaliśmy na rekolekcje. Warto było. Nawet udało nam się troszkę wyciszyć, porozmawiać i spędzić jeszcze troszkę czasu w duchowej atmosferze. Rekolekcje warte polecenia i owocne mamy nadzieję. Ale o tym nie będę się rozpisywać. Jedna istotna sprawa, ten czas jest potrzebny dla rozwoju duchowego.
Tam też szukaliśmy potwierdzenia, co do naszej kawiarni. Postaramy się ją otworzyć. Na razie jesteśmy na etapie szukania miejsca i wymyślania dodatkowych atrakcji. Jeśli ktoś będzie miał pomysł na nazwę, to prosimy o podzielenie się, bo my na razie mamy 'Homika', znaczy nie mamy za bardzo pomysłu na to. Będzie to kawiarnia dla dzieci i rodziców, gdzie będzie miejsce na wypicie kawy, herbaty, zajęcie się dziećmi w otoczeniu zabawek, ale prawdopodobnie z możliwością pozostawienia ich pod skrzydłami opiekunki. W tym czasie będzie też można pograć w gry planszowe oczywiście lub wziąć udział w interesujących wykładach poszerzających wiedzę na temat rozwoju dzieci, współpracy z rodzicami i różne inne, np. czytanie bajek po angielsku.
Tam też szukaliśmy potwierdzenia, co do naszej kawiarni. Postaramy się ją otworzyć. Na razie jesteśmy na etapie szukania miejsca i wymyślania dodatkowych atrakcji. Jeśli ktoś będzie miał pomysł na nazwę, to prosimy o podzielenie się, bo my na razie mamy 'Homika', znaczy nie mamy za bardzo pomysłu na to. Będzie to kawiarnia dla dzieci i rodziców, gdzie będzie miejsce na wypicie kawy, herbaty, zajęcie się dziećmi w otoczeniu zabawek, ale prawdopodobnie z możliwością pozostawienia ich pod skrzydłami opiekunki. W tym czasie będzie też można pograć w gry planszowe oczywiście lub wziąć udział w interesujących wykładach poszerzających wiedzę na temat rozwoju dzieci, współpracy z rodzicami i różne inne, np. czytanie bajek po angielsku.
Kraków.4
Okazało się, że Wawel nie jest tak przystępny dla chcących go odwiedzić tak z marszu. Nie udało nam się dostać do skarbca, ani nigdzie indziej. Wszystko przez rezerwacje i limity zwiedzania i pewnie wcześniejsze zamknięcie w poniedziałki. Pamiętajcie, jeśli ktoś będzie chciał dostać się na Wawel w poniedziałek - kilka wystaw o wstępie darmowym, to trzeba wcześniej zrobić rezerwację zwiedzania i nie można zwiedzać z wózkiem.
Czwarty dzień minął nam pod znakiem uciekania przed słońcem i wysoką temperaturą, dlatego ok. 3 godz. spędziliśmy w lodziarni i na plantach... potem już można było się zbierać do Lublinka.
Doszliśmy do wniosku, że Kraków jest całkiem blisko. Wieczorem cała podróż zajęła nam ok. 4,5 h i nie było już tak stresująco jak w drodze do Miasta Kraka.
Czwarty dzień minął nam pod znakiem uciekania przed słońcem i wysoką temperaturą, dlatego ok. 3 godz. spędziliśmy w lodziarni i na plantach... potem już można było się zbierać do Lublinka.
Doszliśmy do wniosku, że Kraków jest całkiem blisko. Wieczorem cała podróż zajęła nam ok. 4,5 h i nie było już tak stresująco jak w drodze do Miasta Kraka.
niedziela, 1 sierpnia 2010
Kraków.3
Nie inaczej - trzeci dzień. Może tym razem naprawdę skrótowo:
- muzeum Wyspiańskiego
- msza u dominikanów
- obiadek na Rajskiej
- muzeum Mehoffera
- deserek w Słodkim Wenclu
- pochód i kawałek koncertu tańców dworskich
- dom / zbieranie się po takim upalnym dniu
Dzień drugi i wciąż w Krakowie
Choć już dziś jesteśmy po dniu trzecim, to jeszcze kilka słów na temat dnia drugiego.
Szaleństwa sobotnie zaczęliśmy od niesamowitego miejsca: Mufinka Cafe. Jest to kawiarnia, gdzie obok odpoczywających przy kawie i mafince rodzicach spokojnie mogą bawić się ich dzieci. Miejsce przygotowane jest zarówno dla dużych i małych, przy czym, jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnym kanałem, większość była robiona z własnych materiałów i własnymi rękami. Pozazdrościć inwencji i pracowitości. Patrzyliśmy trochę na to wszystko z niedowierzaniem, że może sobie spokojnie powstać takie miejsce, a przy okazji od razu zastanawialiśmy się, jak przenieść taką kawiarnię na (być może) żyzny grunt lubelski. O ile będzie nam dane, być może powstanie coś na kształt takiej kawiarni dla rodziców i dzieci.
Zasadniczo po wyjściu z Mufinki nie zostało nam nic w planie na dzisiejszy dzień. Przez dłuższy moment szukaliśmy miejsca do zjedzenia czegokolwiek. Znaleźliśmy i było to miejsce bardzo malownicze, choć za chwilę okazało się, że było chyba na trasie wszystkich wycieczek, zwłaszcza żydowskich. Zdjęcia można zobaczyć w linku z poprzedniego posta.
Szaleństwa sobotnie zaczęliśmy od niesamowitego miejsca: Mufinka Cafe. Jest to kawiarnia, gdzie obok odpoczywających przy kawie i mafince rodzicach spokojnie mogą bawić się ich dzieci. Miejsce przygotowane jest zarówno dla dużych i małych, przy czym, jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnym kanałem, większość była robiona z własnych materiałów i własnymi rękami. Pozazdrościć inwencji i pracowitości. Patrzyliśmy trochę na to wszystko z niedowierzaniem, że może sobie spokojnie powstać takie miejsce, a przy okazji od razu zastanawialiśmy się, jak przenieść taką kawiarnię na (być może) żyzny grunt lubelski. O ile będzie nam dane, być może powstanie coś na kształt takiej kawiarni dla rodziców i dzieci.
Zasadniczo po wyjściu z Mufinki nie zostało nam nic w planie na dzisiejszy dzień. Przez dłuższy moment szukaliśmy miejsca do zjedzenia czegokolwiek. Znaleźliśmy i było to miejsce bardzo malownicze, choć za chwilę okazało się, że było chyba na trasie wszystkich wycieczek, zwłaszcza żydowskich. Zdjęcia można zobaczyć w linku z poprzedniego posta.
piątek, 30 lipca 2010
Kraków - pierwszy dzień zmagań
Pobudka o 5.00. Ok. 6.00 już w drodze. Ok. 13 w Krakowie.
Hotel na szczęście pierwsza klasa, nie ma nic, do czego można by się przyczepić. Poza tym naprawdę miła pani recepcjonistka. I ruszamy. Hej, do parobka! Stary dobry rynek chyba na nas po prostu czekał. Pierwszy cel, jaki sobie postawiliśmy to Muzeum Etnograficzne na Krakowskiej (tak, w Krakowie jest ulica Krakowska), a mianowicie wystawa 'Oswajanie Jerozolimy'. Na wystawie oryginalne zdjęcia Jerozolimy i Ziemi Świętej z XIX w. Naprawdę świetna sprawa. Następnie trochę błądzenia za pieluchami, obiad w Cafe Młynek, gdzie odkryliśmy, że pierogi to jednak wykwintne danie. A na koniec Galicja Jewish Muzeum - na szczęście ostatni piątek miesiąca wejście for free, ale i tak warto... O dziwo zamiast oglądać i wspominać Kraków, jest dużo o Lwowie i Żydach lwowskich, a poza tym zdjęcia żydowskich miejsc z całej Galicji. Z wyczuciem, z nostalgią, z szacunkiem, z klasą. Ogólnie polecam. Zwłaszcza w ostatni piątek miesiąca.
Po długiej wyprawie powrotnej dotarliśmy do hotelu i zbieramy się do spańska...
Zdjątka
Hotel na szczęście pierwsza klasa, nie ma nic, do czego można by się przyczepić. Poza tym naprawdę miła pani recepcjonistka. I ruszamy. Hej, do parobka! Stary dobry rynek chyba na nas po prostu czekał. Pierwszy cel, jaki sobie postawiliśmy to Muzeum Etnograficzne na Krakowskiej (tak, w Krakowie jest ulica Krakowska), a mianowicie wystawa 'Oswajanie Jerozolimy'. Na wystawie oryginalne zdjęcia Jerozolimy i Ziemi Świętej z XIX w. Naprawdę świetna sprawa. Następnie trochę błądzenia za pieluchami, obiad w Cafe Młynek, gdzie odkryliśmy, że pierogi to jednak wykwintne danie. A na koniec Galicja Jewish Muzeum - na szczęście ostatni piątek miesiąca wejście for free, ale i tak warto... O dziwo zamiast oglądać i wspominać Kraków, jest dużo o Lwowie i Żydach lwowskich, a poza tym zdjęcia żydowskich miejsc z całej Galicji. Z wyczuciem, z nostalgią, z szacunkiem, z klasą. Ogólnie polecam. Zwłaszcza w ostatni piątek miesiąca.
Po długiej wyprawie powrotnej dotarliśmy do hotelu i zbieramy się do spańska...
Zdjątka
czwartek, 29 lipca 2010
Pierwszy upragniony urlopik. Mieliśmy nigdzie nie jechać, aż tu nahle... Kraków stoi otworem. Dochodzimy powoli do wniosku, że przez pogodę ryzykowne stają się wyjazdy w góry z wózkiem, więc będziemy chodzić po miastach. Od jutra Kraków. We wtorek Bobrowniki, a potem znów do pracy. Na razie cieszmy się urlopem ojcowskim... A wczorajsza rozgrywka... co tu dużo mówić, była w międzyczasie. Mi sie podobało szczególnie, że dobra passa nie opuszcza mnie już od 3 dni. W poniedziałek Elasund i Kraby, wtorek Carcasonne, środa Notre Dame i wszystkie wygrane... Może ktoś stworzył potworka... (hihihi)
Przegrałem w Notre Dame. I nie była to zwykła porażka. Tylko, bym powiedział, sromotna (54:50:49:38). Ech... Na pocieszenie mam tylko to, że nie chciałem za bardzo w nią grać.
Etykiety:
gry
poniedziałek, 26 lipca 2010
Dużo się dzieje... ale już niedługo powstanie nowy pościk... Dużo imrez, nowy komputer, jakieś plany wakacyjne... Troszkę ciężko, bo Frano gorączkuje, prawdopodobnie przez zęby. Tymczasem my ciągle gdzieś wyjeżdżamy, coś robimy... teraz jest plan podjęcia własnej działalności. kto wie, może akurat coś z tego wyjdzie... tylko jeszcze nie wiadomo, co to będzie: czy kawiarnia, czy sklep internetowy, czy może przedszkole....
wtorek, 13 lipca 2010
Z opisu jednej gry:
Coś się święci. Zarządca uśmiechnął się do ciebie jakby ukrywał tajemnicę, albo jakby myślał, że ty jakąś ukrywasz… Albo jakbyś ty myślał, że on myśli, że ukrywasz jakąś tajemnicę. Jesteś pewien, że w zakurzonych salach zamku zawiązują się kolejne, tajne spiski. Dobrze, że autorem części z nich jesteś ty sam. Przechodzący sługa szepnął: „Jaja już się smażą…” Panicznie przeszukujesz swój notatnik z sekretnymi kodami, by przetłumaczyć zaszyfrowane zdanie, gdy nagle uświadamiasz sobie: „Sługa chciał mi po prostu powiedzieć, że śniadanie zaraz będzie gotowe!” Wspaniale. Wszystko toczy się zgodnie z planem.
Etykiety:
gry
poniedziałek, 12 lipca 2010
Kilka dni bez rodziny. Pojechali sobie do Radzynia. Więc jestem sam.
Smutek, nostalgia, szaleństwo...
A poza tym przybył dziś z dalekiego Śląska Elfenland - bardzo dobra pozycja, zdobywca Spiel des Jahres.
Czekam ciągle na Kraby.
Może jakiś cytat na obecny tydzień?
Proszę bardzo: "Cisza jest tym dla ducha, czym sen dla ciała"
czwartek, 8 lipca 2010
Ostatnio nic nowego nie powstało, więc niech...
Wczorajszy wieczór minął pod znakiem wielkiego kina. Można nawet napisać WIELKIEGO KINA. Głównie za sprawą rzutnika, który stworzył całkiem spory obraz.
Wieczór był wręcz kameralny: państwo na M jak Misiu, panna (choć już zaręczona) Anna, panna Paulina i oczywiście nasza cała rodzina, czyli państwo na H. Ogólnie to jesteśmy dumni z państw na H., w końcu dwa z nich występują w finale MŚ.
Rozpoczęliśmy od "Alicji w Krainie Czarów". Dla nas była to powtórka, aczkolwiek ten film miło ogląda się drugi raz, w dodatku w takiej atmosferze było bardzo przyjemnie.
Drugi obraz to dzieło z 1958 r.: "Kotka na gorącym, blaszanym dachu". Film wybitny, bardzo dobrze skonstruowany, z niesamowitym aktorstwem. Adaptacja sztuki teatralnej. Teatr czuje się tu wyraźnie. Bardzo dobrze pokazane rozterki każdego z bohaterów. Przy okazji jest to też film o sztuce rozmawiania i o prawdzie. Polecam, polecam, polecam.
Etykiety:
film
piątek, 2 lipca 2010
czwartek, 1 lipca 2010
Z dumą i nie bez kozery zamieszczam tutaj podsumowanie XIV Pionka. Zwróćcie uwagę zwłaszcza na listę wylosowanych-nagrodzonych.
Etykiety:
gry
poniedziałek, 28 czerwca 2010
piątek, 25 czerwca 2010
dziś koniec roku... dla niektórych to trzy miesiące spędzone razem bez pracy... a niektórzy z utęsknieniem mimo szaroburej pogody czekają na urlopy... dla nas wakacje to czas bardzo ciekawy...z dnia na dzień jest tysiąc planów, ciekawe tylko co z tego wyjdzie. Na razie jedziemy na rekolekcje w sierpniu i w Bieszczady... Może jeszcze nad morze się uda, kto wie kto wie...
Na razie testujemy najnowsze gry i wszyscy się dobrze bawią przy Bausacku...
Na razie testujemy najnowsze gry i wszyscy się dobrze bawią przy Bausacku...
poniedziałek, 21 czerwca 2010
I owszem. Muszę się zgodzić z mężem - gry są godne polecenia dla małych i dużych... Ja osobiście wolę Faunę ale B... jest też bardzo ekscytujący.
Myśl dzisiejszego dnia:
Bacznie obserwuj dzieci, bo one najlepiej znają swoje możliwości.
Za dużo by pisać, żeby wytłumaczyć, o co chodzi, ale bardzo łatwo przeoczyć ważne momenty do nauki.
Gratulacje
Ani i Karolowi gratulujemy zaręczyn.
Hani gratulujemy mgr-a do kwadratu.
Wybrzeżu Kości Słoniowej gratulujemy bramki strzelonej Brazylii.
Na razie jeszcze brak zdjęć, aczkolwiek na pewno jeszcze trochę ich porobimy.
Fauna i Bausack w czasie ostatniego weekendu w Radzyniu zrobiły furorę. Zresztą słusznie. Bardzo miło się gra.
poniedziałek, 14 czerwca 2010
After Pionek
Day after Pionek.... Odpoczywamy. Dla chętnych wrażeń i nowinek, na razie zdjęcia:
Etykiety:
gry
poniedziałek, 7 czerwca 2010
Już dwa latka :) jakoś szybko minęły.
Krótka historia znajomości z niebieskich oczu...
Dziś mamy 9-miesięcznego Franciszka, któremu właśnie wyżyna się prawa dwójka. Mamy kilkoro dobrych znajomych, z którymi staramy się spotykać dość regularnie. Należymy do wspólnoty Domowego Kościoła Ruchu Światło-Życie. Jesteśmy miłośnikami gier planszowych.Trochę podpijaczami herbat. Ostatnio po troszku miłośnikami punktowych programów lojalnościowych. Staramy się poznawać nowe smaki w kuchni i wypróbowywać razem nowe przepisy kulinarne różnych krajów. Ciekawią nas też różne lokale typu restauracje, do których czasem nawet udaje nam się wyjść z Frankiem. Przede wszystkim jednak jesteśmy miłośnikami podróży i wycieczek krajoznawczych. Odkrywamy swoje nowe zainteresowania, hobby i inne rzeczy staramy się odkrywać... Żeby nie było nudno.
Nasze rodzinki w Radzyniu cieszą się z każdych odwiedzin, szczególnie wtedy kiedy mogą obserwować postępy naszego synka. My jesteśmy na etapie podejmowania nowych decyzji życiowych mniej lub bardziej. Zastanawiamy się bowiem, jak zrobić, żeby kupić sobie własny domek. W planach też czeka nas w najbliższym czasie wyjazd na PIONEK - spotkanie miłośników gier planszowych i oczywiście spotkanie z przyjaciółmi... c.d.n.
Krótka historia znajomości z niebieskich oczu...
Dziś mamy 9-miesięcznego Franciszka, któremu właśnie wyżyna się prawa dwójka. Mamy kilkoro dobrych znajomych, z którymi staramy się spotykać dość regularnie. Należymy do wspólnoty Domowego Kościoła Ruchu Światło-Życie. Jesteśmy miłośnikami gier planszowych.Trochę podpijaczami herbat. Ostatnio po troszku miłośnikami punktowych programów lojalnościowych. Staramy się poznawać nowe smaki w kuchni i wypróbowywać razem nowe przepisy kulinarne różnych krajów. Ciekawią nas też różne lokale typu restauracje, do których czasem nawet udaje nam się wyjść z Frankiem. Przede wszystkim jednak jesteśmy miłośnikami podróży i wycieczek krajoznawczych. Odkrywamy swoje nowe zainteresowania, hobby i inne rzeczy staramy się odkrywać... Żeby nie było nudno.
Nasze rodzinki w Radzyniu cieszą się z każdych odwiedzin, szczególnie wtedy kiedy mogą obserwować postępy naszego synka. My jesteśmy na etapie podejmowania nowych decyzji życiowych mniej lub bardziej. Zastanawiamy się bowiem, jak zrobić, żeby kupić sobie własny domek. W planach też czeka nas w najbliższym czasie wyjazd na PIONEK - spotkanie miłośników gier planszowych i oczywiście spotkanie z przyjaciółmi... c.d.n.
czwartek, 27 maja 2010
Ludzie ludziom
Ludzi ciąg dalszy...
Doszłam do wniosku, że Łukasz będzie pisał pewnie częściej o grach, a ja o ludziach, krótkie historie...
Pan F.
Pan F. poczęty został na chwilę przed śmiercią swojego prapradziadka (97 lat?). I choć mówi się, że można już w tym czasie coś pamiętać, to on będzie go znał prawdopodobnie tylko ze zdjęć. Koleje jego losu można krótko opisać w tytule jednego z filmów reżyserii Mike'a Newella, według scenariusza Richarda Curtisa pt. "Cztery wesela i pogrzeb". Kwestia pogrzebu została już wspomniana wyżej. Teraz jeszcze tytułowe cztery wesela.
Pierwsze z nich odbyło się w dość nieszczęśliwym miesiącu jak mówią wierzenia ludowe. Niestety miesiąc najlepszy na śluby to miesiąc z "r". W maju tego "r" nie ma. Niemniej jednak nie dla każdej Pary Młodej jest to czas nieszczęścia. W tym przypadku wręcz przeciwnie. Rolą Pana F. w tym czasie było wspieranie kierowniczki. Miał on jeszcze jedno dość trudne zadanie. Mianowicie trzeba było już zacząć odczuwać takty muzyki i uczyć się pierwszych tanów. To ciut trudne, ale ćwiczenie czyni mistrza.
Drugie wesele lipcowe również bez "r", ale co to dla Przepięknej Pary Młodej... Tu Pan F. wsłuchiwał się w nowe rytmy i falował w tańcu. Troszkę się zmęczył tą hulanką. Jednak to kolejny krok w jego rozwoju, bo zaczął postrzegać muzykę jak nieodłącznego towarzysza jego drogi. Późniejszy czas pozostał tylko na wybieranie odpowiednich dla siebie rytmów.
W sierpniu natomiast wybawił się za wsze czasy. Początkowo zbierał siły i odpoczywał w doborowym towarzystwie na łonie natury podziwiając akrobacje powietrzne. Potem w czasie 2 dni odwiedził dwie Pary Młode ciesząc się ich szczęściem. Był to czas zabawy i relaksu, nowych smaków i wielu wielu nowych głosów. Oczywiście wszystko przy rewelacyjnej muzyce w klimacie lasu i wsi staropolskiej.
To był piękny czas jeszcze w ukryciu przed światem.
Potem nadszedł czas bólu rodzenia i odpoczynku po największych wysiłkach życiowych. Wtedy zaczęły się problemy. Ludzi już było widać i trzeba było zgadywać które twarze są bezpieczne, które nie. Kto będzie dla Niego oparciem i silną ręką,a kto poratuje w czasie dziwnego uczucia podobno zwanego głodem... Wbrew pozorom i opiniom to nie była jedna osoba...
Życie toczyło się dalej... ciągle nowe twarze, hałas ulicy i szmery domów, śmiech, nowe uczucia, doznania. Ciągłe poznawanie, zagubienie, lęk, radość, odwaga, nowe wyzwania... i jakoś idzie.
Obecnie Pan F. jest już dużym (75,9) człowiekiem, który odziedziczył po przodkach jak na razie 4 zęby i umiejętność chodzenia z podpórką. Na kolejne umiejętności wszyscy czekają z niecierpliwością....
I właśnie wstał...
Doszłam do wniosku, że Łukasz będzie pisał pewnie częściej o grach, a ja o ludziach, krótkie historie...
Pan F.
Pan F. poczęty został na chwilę przed śmiercią swojego prapradziadka (97 lat?). I choć mówi się, że można już w tym czasie coś pamiętać, to on będzie go znał prawdopodobnie tylko ze zdjęć. Koleje jego losu można krótko opisać w tytule jednego z filmów reżyserii Mike'a Newella, według scenariusza Richarda Curtisa pt. "Cztery wesela i pogrzeb". Kwestia pogrzebu została już wspomniana wyżej. Teraz jeszcze tytułowe cztery wesela.
Pierwsze z nich odbyło się w dość nieszczęśliwym miesiącu jak mówią wierzenia ludowe. Niestety miesiąc najlepszy na śluby to miesiąc z "r". W maju tego "r" nie ma. Niemniej jednak nie dla każdej Pary Młodej jest to czas nieszczęścia. W tym przypadku wręcz przeciwnie. Rolą Pana F. w tym czasie było wspieranie kierowniczki. Miał on jeszcze jedno dość trudne zadanie. Mianowicie trzeba było już zacząć odczuwać takty muzyki i uczyć się pierwszych tanów. To ciut trudne, ale ćwiczenie czyni mistrza.
Drugie wesele lipcowe również bez "r", ale co to dla Przepięknej Pary Młodej... Tu Pan F. wsłuchiwał się w nowe rytmy i falował w tańcu. Troszkę się zmęczył tą hulanką. Jednak to kolejny krok w jego rozwoju, bo zaczął postrzegać muzykę jak nieodłącznego towarzysza jego drogi. Późniejszy czas pozostał tylko na wybieranie odpowiednich dla siebie rytmów.
W sierpniu natomiast wybawił się za wsze czasy. Początkowo zbierał siły i odpoczywał w doborowym towarzystwie na łonie natury podziwiając akrobacje powietrzne. Potem w czasie 2 dni odwiedził dwie Pary Młode ciesząc się ich szczęściem. Był to czas zabawy i relaksu, nowych smaków i wielu wielu nowych głosów. Oczywiście wszystko przy rewelacyjnej muzyce w klimacie lasu i wsi staropolskiej.
To był piękny czas jeszcze w ukryciu przed światem.
Potem nadszedł czas bólu rodzenia i odpoczynku po największych wysiłkach życiowych. Wtedy zaczęły się problemy. Ludzi już było widać i trzeba było zgadywać które twarze są bezpieczne, które nie. Kto będzie dla Niego oparciem i silną ręką,a kto poratuje w czasie dziwnego uczucia podobno zwanego głodem... Wbrew pozorom i opiniom to nie była jedna osoba...
Życie toczyło się dalej... ciągle nowe twarze, hałas ulicy i szmery domów, śmiech, nowe uczucia, doznania. Ciągłe poznawanie, zagubienie, lęk, radość, odwaga, nowe wyzwania... i jakoś idzie.
Obecnie Pan F. jest już dużym (75,9) człowiekiem, który odziedziczył po przodkach jak na razie 4 zęby i umiejętność chodzenia z podpórką. Na kolejne umiejętności wszyscy czekają z niecierpliwością....
I właśnie wstał...
Etykiety:
historie
poniedziałek, 24 maja 2010
O tym i o owym
Na początek trochę tytułowego tego i owego. Przepraszam wszystkich czytelników, którzy oczekiwali, że więcej będzie w nim przemyśleń, może recenzji gier, może jeszcze czegoś innego. Ale blog ów w pewien sposób sam się tworzy. Jest za to głównie odpowiedzialna moja żona, która tworzy, wysyła, publikuje... Oczywiście bardzo jestem jej wdzięczny za współtworzenie. Dzięki temu blog jest, jak widzimy, wspólny. I dobrze.
Czemu ja tak mało piszę? Różnie. Czasem chyba nie mam czasu, ale dzisiaj się wziąłem. To jest zresztą ciekawe, bo w weekend nie miałem tak naprawdę na nic czasu. Dosłownie mało albo wręcz wcale wolnego czasu. Chociaż może trochę by się znalazło. W końcu obejrzeliśmy 2 Bondy (Pozdrowienia z Rosji i Goldfingera). Ale skoro już weekend był minął, czas się znalazł. Nawet do tego stopnia, że się ogoliłem. Czad. Ale nie mówmy tu o jakichś błahostkach. Konkrety, konkrety, konkrety.
Najpierw fota z Agricoli. Czyli z sobotniego grania:

O samej grze chyba nic nie zostało powiedziane. To opowiem: jesteśmy dość zmyślnymi farmerami. Mamy małe gospodarstwo i dwuosobową rodzinkę, i działamy, ażeby się rozwinąć. Tworzymy pastwiska, najmujemy pomocników, orzemy i obsadzamy pola, pieczemy chleb, budujemy usprawnienia, powiększamy rodzinę, łapiemy zwierzęta, żeby wsadzić je na pastwiska, zbieramy z pól warzywa i zboże, powiększamy dom, ulepszamy dom... Można by wymieniać i wymieniać. Najważniejsze: na wsi letko nie ma. Trza się nieźle nagłowić, żeby wyjść z jakąś porządną liczbą punktów. Można powiedzieć, że wygra ten tylko, kto dba o w miarę równomierny rozwój swojego gospodarstwa. Gra jest godna uwagi i zagrania, ale nie wiem, czy na moją ostateczną ocenę tej gry nie wpłyną wymieniane wcześniej karty (pomocników i małych usprawnień). Każdy gracz dostaje ich konkretną ilość (7 + 7) i może dostać coś zupełnie nieprzewidzianego. Nie znam jeszcze wszystkich kart, ale z tego co widziałem: są karty lepsze i łatwe do wyłożenia, są karty słabsze, są katy drogie. Ogółem różne. Być może każda jest dobra, a ja na razie tego nie widzę... Na razie może tyle.
A na koniec zdradzę Wam mały sekret: ten blog współtworzy też Franek. Oto dowody:


A dla spragnionych więcej zdjęć tutaj: http://picasaweb.google.pl/lhapka/GOwnieFranek#
Czemu ja tak mało piszę? Różnie. Czasem chyba nie mam czasu, ale dzisiaj się wziąłem. To jest zresztą ciekawe, bo w weekend nie miałem tak naprawdę na nic czasu. Dosłownie mało albo wręcz wcale wolnego czasu. Chociaż może trochę by się znalazło. W końcu obejrzeliśmy 2 Bondy (Pozdrowienia z Rosji i Goldfingera). Ale skoro już weekend był minął, czas się znalazł. Nawet do tego stopnia, że się ogoliłem. Czad. Ale nie mówmy tu o jakichś błahostkach. Konkrety, konkrety, konkrety.
Najpierw fota z Agricoli. Czyli z sobotniego grania:

O samej grze chyba nic nie zostało powiedziane. To opowiem: jesteśmy dość zmyślnymi farmerami. Mamy małe gospodarstwo i dwuosobową rodzinkę, i działamy, ażeby się rozwinąć. Tworzymy pastwiska, najmujemy pomocników, orzemy i obsadzamy pola, pieczemy chleb, budujemy usprawnienia, powiększamy rodzinę, łapiemy zwierzęta, żeby wsadzić je na pastwiska, zbieramy z pól warzywa i zboże, powiększamy dom, ulepszamy dom... Można by wymieniać i wymieniać. Najważniejsze: na wsi letko nie ma. Trza się nieźle nagłowić, żeby wyjść z jakąś porządną liczbą punktów. Można powiedzieć, że wygra ten tylko, kto dba o w miarę równomierny rozwój swojego gospodarstwa. Gra jest godna uwagi i zagrania, ale nie wiem, czy na moją ostateczną ocenę tej gry nie wpłyną wymieniane wcześniej karty (pomocników i małych usprawnień). Każdy gracz dostaje ich konkretną ilość (7 + 7) i może dostać coś zupełnie nieprzewidzianego. Nie znam jeszcze wszystkich kart, ale z tego co widziałem: są karty lepsze i łatwe do wyłożenia, są karty słabsze, są katy drogie. Ogółem różne. Być może każda jest dobra, a ja na razie tego nie widzę... Na razie może tyle.
A na koniec zdradzę Wam mały sekret: ten blog współtworzy też Franek. Oto dowody:


A dla spragnionych więcej zdjęć tutaj: http://picasaweb.google.pl/lhapka/GOwnieFranek#
Etykiety:
gry
007
BOND z 64 roku: Goldfinger
Widać na nim małe nieścisłości. Zauważyliśmy to wczoraj, rzeczywiście widać to na filmie (...stary ale jary...)
Widać na nim małe nieścisłości. Zauważyliśmy to wczoraj, rzeczywiście widać to na filmie (...stary ale jary...)
Etykiety:
film
Kolejne dni domu otwartego. Sobota spędzona na testowaniu umiejętności dziewczyn ze studium fryzjerskiego w "Żaku". Potem partyjka w AGRICOLĘ z mężem, Dawidem i Jarkiem... Drugie miejsce - gra dobra, tylko jak dla mnie za dużo zależy od kart, wygrana zależy w dużym stopniu / za dużym stopniu właśnie od tego co się trafi.
Na koniec wspólny wieczór przy Bondzie... Dla chwil spędzonych razem warto żyć... A w niedzielę - Zielone Świątki - Zesłanie Ducha Świętego. Mama i Magda zrobiły nam niespodziankę i przyjechały z obiadem. Było bardzo fajnie i świętowanie odbyło się jak należy w gronie rodzinnym. A u mnie ciągle zapalenie ucha i początek zapalenia jamy ustnej. Ale jest też dużo radości przez Frankowe dorastanie i inne atrakcje.
Do następnego odcinka.
Na koniec wspólny wieczór przy Bondzie... Dla chwil spędzonych razem warto żyć... A w niedzielę - Zielone Świątki - Zesłanie Ducha Świętego. Mama i Magda zrobiły nam niespodziankę i przyjechały z obiadem. Było bardzo fajnie i świętowanie odbyło się jak należy w gronie rodzinnym. A u mnie ciągle zapalenie ucha i początek zapalenia jamy ustnej. Ale jest też dużo radości przez Frankowe dorastanie i inne atrakcje.
Do następnego odcinka.
piątek, 21 maja 2010
Ludzie

Dziś całe popołudnie spędziliśmy na wędrowaniu po Lublinie. Pogoda dopisała, to zrobiliśmy tacie niespodziankę i pół rodziny się zeszło na grańsko. Ludzie są niesamowici - fajnie jest ich czasem obserwować...
Nowy przepis:
Sałatka pt. "żółta skórka".
Składniki:
- kukurydza - 1 puszka,
- 2 jaja- ugotowane na twardo,
- tuńczyk - 1 puszka,
- makaron - resztki z obiadu :)
- sos winegret.
Wszystko razem wymieszać, podawać z chlebem z masłem. Dobre. Smacznego :)
Etykiety:
zdjęcia
czwartek, 20 maja 2010

Zdjęcie stare. Jesteśmy na nim po prostu piękni.
Pozazdrościć.
Etykiety:
zdjęcia
środa, 19 maja 2010
wtorek, 18 maja 2010
niedziela, 16 maja 2010
Maraton
wyzdrowieni wszyscy. Franek miał niespokojne noce ostatnio, ale jakoś daliśmy radę. Ciekawa rzecz w ten weekend. Nic nie planowaliśmy, a tu nagle od piątku od 11:00 zaczął się maraton gości... skończył się dziś o 21:45. Coś niesamowitego. Babcie i dziadkowie przyjechali odwiedzić przede wszystkim Franusia swojego najukochańszego Wpadły też cioteczki trzy i przyszły wujek i Karol (http://kjzaragoza.blogspot.com/), Agata z Waldkiem, Kokiecia i E. Kobylińska, Madzia J. Także od piątku graliśmy, piliśmy herbatki, rozmawialiśmy, rozmawialiśmy, rozmawialiśmy, ubawiliśmy się po pachi... Za to dla siebie mieliśmy w tym czasie tylko 2 godziny- takie zmiany między gośćmi. Bardzo przyjemny weekendzik...Dziękujemy wszystkim za odwiedziny... Dobrze jest wiedzieć, że można jeszcze z kimś miło spędzić czas.
powstały też dwa żarty:
1. Karol kupił i zrobił jedzenie w gościach i zostawił niewykorzystane produkty, co nigdy się nie zdarza - dla wtajemniczonych.
2. Blondynka, niska blondynka i ogórki: Kiedy dwie blondynki jedzą ogórki?
Blondynka nie je ogórków, bo jej się głowa do słoika nie mieści, poza jednym wyjątkiem: święta. W święta ogórki są w beczkach.
Niska blondynka nie je ogórków w ogóle bo do beczki nie dostanie:)
powstały też dwa żarty:
1. Karol kupił i zrobił jedzenie w gościach i zostawił niewykorzystane produkty, co nigdy się nie zdarza - dla wtajemniczonych.
2. Blondynka, niska blondynka i ogórki: Kiedy dwie blondynki jedzą ogórki?
Blondynka nie je ogórków, bo jej się głowa do słoika nie mieści, poza jednym wyjątkiem: święta. W święta ogórki są w beczkach.
Niska blondynka nie je ogórków w ogóle bo do beczki nie dostanie:)
poniedziałek, 10 maja 2010
Wracamy powoli do zdrowia. Zmiotło nas. Doszczętnie wszystkich. Chyba jakaś malutka bakteria, bo leżeliśmy kilka dni, prawie bez ruchu. Było to zapalenie gardła. Monika, Franek i ja. Tragedia. Ale jak już pisałem dochodzimy do siebie.
Główną oznaką, że już lepiej jest wczorajsza partyjka w Poison, na szczęście w większym gronie (Ela, Rudy, Misiek i my). Tym razem zmiotła nas Monika.
środa, 28 kwietnia 2010
To co widzimy po prawej stronie to lista gier, w które skrzętnie gram. Wczoraj np. udało mi się rozegrać burzliwą partię w Cyclades. Należy i trzeba mi gratulować, gdyż gra jest dobra, pięknie wyglądająca, więc każdy chciałby w nią zagrać, a poza tym, wygrałem, więc gratulacje winny być podwójne...
Więcej już niedługo...
Etykiety:
gry
Subskrybuj:
Posty (Atom)