wtorek, 28 września 2010

jeszcze ciut urlopowo

Zaraz po powrocie z Warszawy do Lublina (przez Radzyń bo bliżej) w niedzielę zwiedzaliśmy okolice Lublina. Odwiedziliśmy Motycz i Rejonowy Dzień Wspólnoty. Cały prawie nasz krąg powiedział świadectwa z rekolekcji. Było miło, a potem jeszcze ciasteczko i herbatka. Impreza wbrew pozorom dość krótka, bo już o 14. jechaliśmy na obiad do Michała i Aleksandry. Było dość wesoło. Mieliśmy przyjechać z obiadem, ale u mężczyzn duża liczba informacji powoduje przeciążenie, wiec fasolka została w domu. Franek wylał zupę na moją sukienkę i pizza była z ostrymi papryczkami jalapeño. Wieczorem jeszcze odwiedziliśmy Hannę z Markiem. Troszkę posiedzieliśmy, pogadaliśmy i wróciliśmy do domu po dniu pełnym atrakcji.
Jesteśmy narodem wędrującym. Dlatego już w poniedziałek wróciliśmy do Radzynia, żeby móc w środę być z powrotem w Lublinie. Ale posiedzieliśmy, pogadaliśmy, zrobiliśmy zakupy, trochę się pośmialiśmy, odwiedziliśmy kilka osób, dostaliśmy troszkę prezentów i azymut na Lublin. W międzyczasie Franuś sobie nabił kilka guzów, bo przecież nauka chodzenia musi być odczuwalna.
Czas urlopowego wędrowania zakończył się na Rekolekcjach Diecezjalnej Diakonii Muzycznej w Księżomierzy. Polecamy grającym i niegrającym, bo to dla nas był dobry czas.
Okazało się, że kapłani mają dużą moc sprawczą w imieniu Pana, a wstawiennictwo ks. Franciszka Blachnickiego może także zdziałać cuda. Dla Boga nie ma nic niemożliwego...
Udział w tych rekolekcjach wiązał się z podjęciem odpowiedzialności i posługi w Ruchu jako muzyczni. To oczywiście udział w kilku dodatkowych dziełach ze strony muzycznej. Między innymi był to już piknik rodzinny w Matczynie, choć diecezjalny to brało w nim udział nie więcej niż 50 os. Mimo to było bardzo milo a na dodatek Frankowi się bardzo podobało i już powoli zaczyna się uczyć piosenek z pokazywaniem, a raczej pokazywania w piosenkach...
Na koniec września oczywiście wielkie świętowanie Łukaszowych urodzin. Zeszło się kilka osób, no i fajnie. Posiedzieliśmy sobie troszkę, pogadaliśmy niewiele, bo warunki były dość kiepskie do rozmów. Udało się zagrać w jedną grę, choć nie wszyscy byli z tego zadowoleni, ale i tak było sympatycznie. Choć to był ciężki dzień, bo już o 20 wszyscy byli padnięci,  to impreza jak dla mnie była udana.

Na koniec września 27, czyli właściwie wczoraj, dotarła do nas smutna wiadomość. Zmarła ciocia Celinka (Siostra Mojego Śp. Dziadziusia Kazika). Zawsze się wydawało, że ona się ze wszystkiego wykaraska, bo z niedokrwistością żyła już 40 lat. Wiele rzeczy ją spotkało, ale jakoś jej się udało przez to przejść. Jednak komplikacji po wypadku, który miał miejsce 5 września, nie udało się zatrzymać. Ostatnie dni  to obawa, że śmierć nadejdzie w każdej chwili, a  i tak kobieta była na nogach prawie do samego końca... Ech, Ty Życie... Wieczny Odpoczynek racz dać Jej Panie....

Brak komentarzy: