czwartek, 8 lipca 2010

Ostatnio nic nowego nie powstało, więc niech...
Wczorajszy wieczór minął pod znakiem wielkiego kina. Można nawet napisać WIELKIEGO KINA. Głównie za sprawą rzutnika, który stworzył całkiem spory obraz. 
Wieczór był wręcz kameralny: państwo na M jak Misiu, panna (choć już zaręczona) Anna, panna Paulina i oczywiście nasza cała rodzina, czyli państwo na H. Ogólnie to jesteśmy dumni z państw na H., w końcu dwa z nich występują w finale MŚ. 
Rozpoczęliśmy od "Alicji w Krainie Czarów". Dla nas była to powtórka, aczkolwiek ten film miło ogląda się drugi raz, w dodatku w takiej atmosferze było bardzo przyjemnie.
Drugi obraz to dzieło z 1958 r.: "Kotka na gorącym, blaszanym dachu". Film wybitny, bardzo dobrze skonstruowany, z niesamowitym aktorstwem. Adaptacja sztuki teatralnej. Teatr czuje się tu wyraźnie. Bardzo dobrze pokazane rozterki każdego z bohaterów. Przy okazji jest to też film o sztuce rozmawiania i o prawdzie. Polecam, polecam, polecam.

2 komentarze:

vH pisze...

Tak się zastanawiam nad tą wybitnością "Kotki(...)". Czy to kino jednak trochę się nie zestarzało, z moralistycznymi szarżami aktorskimi i bardzo teatralną konstrukcją fabuły? Z drugiej strony minęło już ponad pięćdziesiąt lat, a wzrok Paula Newmana zachowuje ten niesamowity magnetyzm, o nieprzemijających wdźiękach Elizabeth Taylor nie wspominając. Seans wart uwagi, choćby dla ostatniej sceny.

Łukasz pisze...

Kino moim zdaniem wyróżnia się na tle obecnego kina moralnego niepokoju i zaskakuje świeżym podejściem. Konstrukcja teatralna nie razi, a moim zdaniem nadaje bardzo swoistego charakteru.
Ostatnia scena jest trochę tym, na co czekaliśmy cały film.