Trochę słabizna. Jesteśmy po oazie, ale jakoś ciągle się leczymy. Oaza oprócz przeżyć duchowych nie szczędziła nam także mocnych przeżyć fizycznych. Prawie wszyscy na rekolekcjach doświadczyli jakiejś wirusówki żołądkowej. Mocne i ciężkie. Z naszej rodziny właściwie wszyscy przez nią przechodzili. Franek złapał wirusa na koniec oazy, więc podróż powrotna była dla niego trochę ciężka, ale dzielnie to zniósł i nie wymiotował. Za to trzymało go jeszcze kilka dni po powrocie. Jednak organizm osłabiony i teraz ma jakieś przeziębienie. Marysia chyba też coś od niego łapie, a wirus przeskoczył na Monikę. Zawsze coś. Ja wirusa miałem na oazie właściwie jeden dzień i teraz na razie mnie nie łapie. Kto wie, może nawet się uodporniłem?
Poza chorobami Monikę łapią jakieś mocne skurcze, więc dobrze jakby odpoczywała. Ale z dziećmi nie zawsze się to udaje.
Póki co jesteśmy raczej dobrej myśli.
A na osłodę (choć troszeczkę) - słodkie zwierzątka:
http://www.joemonster.org/art/20633/Zwierzeta_ktorych_nawet_nie_podejrzewalbys_ze_moga_byc_slodkie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz