Ludzi ciąg dalszy...
Doszłam do wniosku, że Łukasz będzie pisał pewnie częściej o grach, a ja o ludziach, krótkie historie...
Pan F.
Pan F. poczęty został na chwilę przed śmiercią swojego prapradziadka (97 lat?). I choć mówi się, że można już w tym czasie coś pamiętać, to on będzie go znał prawdopodobnie tylko ze zdjęć. Koleje jego losu można krótko opisać w tytule jednego z filmów reżyserii Mike'a Newella, według scenariusza Richarda Curtisa pt. "Cztery wesela i pogrzeb". Kwestia pogrzebu została już wspomniana wyżej. Teraz jeszcze tytułowe cztery wesela.
Pierwsze z nich odbyło się w dość nieszczęśliwym miesiącu jak mówią wierzenia ludowe. Niestety miesiąc najlepszy na śluby to miesiąc z "r". W maju tego "r" nie ma. Niemniej jednak nie dla każdej Pary Młodej jest to czas nieszczęścia. W tym przypadku wręcz przeciwnie. Rolą Pana F. w tym czasie było wspieranie kierowniczki. Miał on jeszcze jedno dość trudne zadanie. Mianowicie trzeba było już zacząć odczuwać takty muzyki i uczyć się pierwszych tanów. To ciut trudne, ale ćwiczenie czyni mistrza.
Drugie wesele lipcowe również bez "r", ale co to dla Przepięknej Pary Młodej... Tu Pan F. wsłuchiwał się w nowe rytmy i falował w tańcu. Troszkę się zmęczył tą hulanką. Jednak to kolejny krok w jego rozwoju, bo zaczął postrzegać muzykę jak nieodłącznego towarzysza jego drogi. Późniejszy czas pozostał tylko na wybieranie odpowiednich dla siebie rytmów.
W sierpniu natomiast wybawił się za wsze czasy. Początkowo zbierał siły i odpoczywał w doborowym towarzystwie na łonie natury podziwiając akrobacje powietrzne. Potem w czasie 2 dni odwiedził dwie Pary Młode ciesząc się ich szczęściem. Był to czas zabawy i relaksu, nowych smaków i wielu wielu nowych głosów. Oczywiście wszystko przy rewelacyjnej muzyce w klimacie lasu i wsi staropolskiej.
To był piękny czas jeszcze w ukryciu przed światem.
Potem nadszedł czas bólu rodzenia i odpoczynku po największych wysiłkach życiowych. Wtedy zaczęły się problemy. Ludzi już było widać i trzeba było zgadywać które twarze są bezpieczne, które nie. Kto będzie dla Niego oparciem i silną ręką,a kto poratuje w czasie dziwnego uczucia podobno zwanego głodem... Wbrew pozorom i opiniom to nie była jedna osoba...
Życie toczyło się dalej... ciągle nowe twarze, hałas ulicy i szmery domów, śmiech, nowe uczucia, doznania. Ciągłe poznawanie, zagubienie, lęk, radość, odwaga, nowe wyzwania... i jakoś idzie.
Obecnie Pan F. jest już dużym (75,9) człowiekiem, który odziedziczył po przodkach jak na razie 4 zęby i umiejętność chodzenia z podpórką. Na kolejne umiejętności wszyscy czekają z niecierpliwością....
I właśnie wstał...
czwartek, 27 maja 2010
poniedziałek, 24 maja 2010
O tym i o owym
Na początek trochę tytułowego tego i owego. Przepraszam wszystkich czytelników, którzy oczekiwali, że więcej będzie w nim przemyśleń, może recenzji gier, może jeszcze czegoś innego. Ale blog ów w pewien sposób sam się tworzy. Jest za to głównie odpowiedzialna moja żona, która tworzy, wysyła, publikuje... Oczywiście bardzo jestem jej wdzięczny za współtworzenie. Dzięki temu blog jest, jak widzimy, wspólny. I dobrze.
Czemu ja tak mało piszę? Różnie. Czasem chyba nie mam czasu, ale dzisiaj się wziąłem. To jest zresztą ciekawe, bo w weekend nie miałem tak naprawdę na nic czasu. Dosłownie mało albo wręcz wcale wolnego czasu. Chociaż może trochę by się znalazło. W końcu obejrzeliśmy 2 Bondy (Pozdrowienia z Rosji i Goldfingera). Ale skoro już weekend był minął, czas się znalazł. Nawet do tego stopnia, że się ogoliłem. Czad. Ale nie mówmy tu o jakichś błahostkach. Konkrety, konkrety, konkrety.
Najpierw fota z Agricoli. Czyli z sobotniego grania:

O samej grze chyba nic nie zostało powiedziane. To opowiem: jesteśmy dość zmyślnymi farmerami. Mamy małe gospodarstwo i dwuosobową rodzinkę, i działamy, ażeby się rozwinąć. Tworzymy pastwiska, najmujemy pomocników, orzemy i obsadzamy pola, pieczemy chleb, budujemy usprawnienia, powiększamy rodzinę, łapiemy zwierzęta, żeby wsadzić je na pastwiska, zbieramy z pól warzywa i zboże, powiększamy dom, ulepszamy dom... Można by wymieniać i wymieniać. Najważniejsze: na wsi letko nie ma. Trza się nieźle nagłowić, żeby wyjść z jakąś porządną liczbą punktów. Można powiedzieć, że wygra ten tylko, kto dba o w miarę równomierny rozwój swojego gospodarstwa. Gra jest godna uwagi i zagrania, ale nie wiem, czy na moją ostateczną ocenę tej gry nie wpłyną wymieniane wcześniej karty (pomocników i małych usprawnień). Każdy gracz dostaje ich konkretną ilość (7 + 7) i może dostać coś zupełnie nieprzewidzianego. Nie znam jeszcze wszystkich kart, ale z tego co widziałem: są karty lepsze i łatwe do wyłożenia, są karty słabsze, są katy drogie. Ogółem różne. Być może każda jest dobra, a ja na razie tego nie widzę... Na razie może tyle.
A na koniec zdradzę Wam mały sekret: ten blog współtworzy też Franek. Oto dowody:


A dla spragnionych więcej zdjęć tutaj: http://picasaweb.google.pl/lhapka/GOwnieFranek#
Czemu ja tak mało piszę? Różnie. Czasem chyba nie mam czasu, ale dzisiaj się wziąłem. To jest zresztą ciekawe, bo w weekend nie miałem tak naprawdę na nic czasu. Dosłownie mało albo wręcz wcale wolnego czasu. Chociaż może trochę by się znalazło. W końcu obejrzeliśmy 2 Bondy (Pozdrowienia z Rosji i Goldfingera). Ale skoro już weekend był minął, czas się znalazł. Nawet do tego stopnia, że się ogoliłem. Czad. Ale nie mówmy tu o jakichś błahostkach. Konkrety, konkrety, konkrety.
Najpierw fota z Agricoli. Czyli z sobotniego grania:

O samej grze chyba nic nie zostało powiedziane. To opowiem: jesteśmy dość zmyślnymi farmerami. Mamy małe gospodarstwo i dwuosobową rodzinkę, i działamy, ażeby się rozwinąć. Tworzymy pastwiska, najmujemy pomocników, orzemy i obsadzamy pola, pieczemy chleb, budujemy usprawnienia, powiększamy rodzinę, łapiemy zwierzęta, żeby wsadzić je na pastwiska, zbieramy z pól warzywa i zboże, powiększamy dom, ulepszamy dom... Można by wymieniać i wymieniać. Najważniejsze: na wsi letko nie ma. Trza się nieźle nagłowić, żeby wyjść z jakąś porządną liczbą punktów. Można powiedzieć, że wygra ten tylko, kto dba o w miarę równomierny rozwój swojego gospodarstwa. Gra jest godna uwagi i zagrania, ale nie wiem, czy na moją ostateczną ocenę tej gry nie wpłyną wymieniane wcześniej karty (pomocników i małych usprawnień). Każdy gracz dostaje ich konkretną ilość (7 + 7) i może dostać coś zupełnie nieprzewidzianego. Nie znam jeszcze wszystkich kart, ale z tego co widziałem: są karty lepsze i łatwe do wyłożenia, są karty słabsze, są katy drogie. Ogółem różne. Być może każda jest dobra, a ja na razie tego nie widzę... Na razie może tyle.
A na koniec zdradzę Wam mały sekret: ten blog współtworzy też Franek. Oto dowody:


A dla spragnionych więcej zdjęć tutaj: http://picasaweb.google.pl/lhapka/GOwnieFranek#
Etykiety:
gry
007
BOND z 64 roku: Goldfinger
Widać na nim małe nieścisłości. Zauważyliśmy to wczoraj, rzeczywiście widać to na filmie (...stary ale jary...)
Widać na nim małe nieścisłości. Zauważyliśmy to wczoraj, rzeczywiście widać to na filmie (...stary ale jary...)
Etykiety:
film
Kolejne dni domu otwartego. Sobota spędzona na testowaniu umiejętności dziewczyn ze studium fryzjerskiego w "Żaku". Potem partyjka w AGRICOLĘ z mężem, Dawidem i Jarkiem... Drugie miejsce - gra dobra, tylko jak dla mnie za dużo zależy od kart, wygrana zależy w dużym stopniu / za dużym stopniu właśnie od tego co się trafi.
Na koniec wspólny wieczór przy Bondzie... Dla chwil spędzonych razem warto żyć... A w niedzielę - Zielone Świątki - Zesłanie Ducha Świętego. Mama i Magda zrobiły nam niespodziankę i przyjechały z obiadem. Było bardzo fajnie i świętowanie odbyło się jak należy w gronie rodzinnym. A u mnie ciągle zapalenie ucha i początek zapalenia jamy ustnej. Ale jest też dużo radości przez Frankowe dorastanie i inne atrakcje.
Do następnego odcinka.
Na koniec wspólny wieczór przy Bondzie... Dla chwil spędzonych razem warto żyć... A w niedzielę - Zielone Świątki - Zesłanie Ducha Świętego. Mama i Magda zrobiły nam niespodziankę i przyjechały z obiadem. Było bardzo fajnie i świętowanie odbyło się jak należy w gronie rodzinnym. A u mnie ciągle zapalenie ucha i początek zapalenia jamy ustnej. Ale jest też dużo radości przez Frankowe dorastanie i inne atrakcje.
Do następnego odcinka.
piątek, 21 maja 2010
Ludzie

Dziś całe popołudnie spędziliśmy na wędrowaniu po Lublinie. Pogoda dopisała, to zrobiliśmy tacie niespodziankę i pół rodziny się zeszło na grańsko. Ludzie są niesamowici - fajnie jest ich czasem obserwować...
Nowy przepis:
Sałatka pt. "żółta skórka".
Składniki:
- kukurydza - 1 puszka,
- 2 jaja- ugotowane na twardo,
- tuńczyk - 1 puszka,
- makaron - resztki z obiadu :)
- sos winegret.
Wszystko razem wymieszać, podawać z chlebem z masłem. Dobre. Smacznego :)
Etykiety:
zdjęcia
czwartek, 20 maja 2010

Zdjęcie stare. Jesteśmy na nim po prostu piękni.
Pozazdrościć.
Etykiety:
zdjęcia
środa, 19 maja 2010
wtorek, 18 maja 2010
niedziela, 16 maja 2010
Maraton
wyzdrowieni wszyscy. Franek miał niespokojne noce ostatnio, ale jakoś daliśmy radę. Ciekawa rzecz w ten weekend. Nic nie planowaliśmy, a tu nagle od piątku od 11:00 zaczął się maraton gości... skończył się dziś o 21:45. Coś niesamowitego. Babcie i dziadkowie przyjechali odwiedzić przede wszystkim Franusia swojego najukochańszego Wpadły też cioteczki trzy i przyszły wujek i Karol (http://kjzaragoza.blogspot.com/), Agata z Waldkiem, Kokiecia i E. Kobylińska, Madzia J. Także od piątku graliśmy, piliśmy herbatki, rozmawialiśmy, rozmawialiśmy, rozmawialiśmy, ubawiliśmy się po pachi... Za to dla siebie mieliśmy w tym czasie tylko 2 godziny- takie zmiany między gośćmi. Bardzo przyjemny weekendzik...Dziękujemy wszystkim za odwiedziny... Dobrze jest wiedzieć, że można jeszcze z kimś miło spędzić czas.
powstały też dwa żarty:
1. Karol kupił i zrobił jedzenie w gościach i zostawił niewykorzystane produkty, co nigdy się nie zdarza - dla wtajemniczonych.
2. Blondynka, niska blondynka i ogórki: Kiedy dwie blondynki jedzą ogórki?
Blondynka nie je ogórków, bo jej się głowa do słoika nie mieści, poza jednym wyjątkiem: święta. W święta ogórki są w beczkach.
Niska blondynka nie je ogórków w ogóle bo do beczki nie dostanie:)
powstały też dwa żarty:
1. Karol kupił i zrobił jedzenie w gościach i zostawił niewykorzystane produkty, co nigdy się nie zdarza - dla wtajemniczonych.
2. Blondynka, niska blondynka i ogórki: Kiedy dwie blondynki jedzą ogórki?
Blondynka nie je ogórków, bo jej się głowa do słoika nie mieści, poza jednym wyjątkiem: święta. W święta ogórki są w beczkach.
Niska blondynka nie je ogórków w ogóle bo do beczki nie dostanie:)
poniedziałek, 10 maja 2010
Wracamy powoli do zdrowia. Zmiotło nas. Doszczętnie wszystkich. Chyba jakaś malutka bakteria, bo leżeliśmy kilka dni, prawie bez ruchu. Było to zapalenie gardła. Monika, Franek i ja. Tragedia. Ale jak już pisałem dochodzimy do siebie.
Główną oznaką, że już lepiej jest wczorajsza partyjka w Poison, na szczęście w większym gronie (Ela, Rudy, Misiek i my). Tym razem zmiotła nas Monika.
Subskrybuj:
Posty (Atom)