poniedziałek, 30 lipca 2012

Wspinaczka a bouldering

Wspinaczka, której uczyłem się na kursie, to wchodzenie na skały z pełną asekuracją: liny, kask, uprząż. Dużo sprzętu. Za to bouldering w skałach wygląda trochę bardziej niebezpiecznie. Za całe zabezpieczenie służy materacyk (tzw. crashpad), asekurujący kolega (koleżanka), która wykonuje tzw. spotting - asekuracja głównie głowy (widoczne na kilku urywkach) i (co najważniejsze) - czapeczka. Czy bouldering jest lepszy, czy trudniejszy? Trudno powiedzieć. Dla mnie takie wchodzenie bez asekuracji na takie skały jak poniżej, to mimo wszystko jakaś totalna brawura. Ale może się nie znam...

środa, 25 lipca 2012

Nieściszalni

Podzielę się z Wami pewnym filmem. "Nieściszalni" (na filmwebie można zobaczyć kawałek filmu).
Grupa zapalonych muzyków-perkusistów chce stworzyć dzieło totalne, ogarniające całe miasto. Powstaje więc koncert na miasto i sześciu perkusistów. Muzycy "terroryzują" miasto muzyką. Dostają się m.in. do szpitala, by tam zabrać jednego pacjenta i zagrać na nim. Wykorzystują poza tym wszystko co jest pod ręką: butle z gazem, respiratory etc. Muzyka jest wszędzie. Nie dajmy się oszukać.
Dzisiaj zaś znalazłem informacje o filmie krótkometrażowym, który powstał 9 lat wcześniej. "Muzyka na jeden lokal i sześć perkusji". O dziwo, występują w nim ci sami aktorzy i tworzą podobne przedsięwzięcie co w "Nieściszalnych". Oba filmy łączy też reżyser. Czyżby to była mała wprawka? W "Muzyce na jeden lokal..." instrumentem jest ten właśnie tytułowy lokal, w którym kuchnia, sypialnia, łazienka i salon służą jako tworzywa do powstania muzyki:

poniedziałek, 23 lipca 2012

Trochę słabizna

Trochę słabizna. Jesteśmy po oazie, ale jakoś ciągle się leczymy. Oaza oprócz przeżyć duchowych nie szczędziła nam także mocnych przeżyć fizycznych. Prawie wszyscy na rekolekcjach doświadczyli jakiejś wirusówki żołądkowej. Mocne i ciężkie. Z naszej rodziny właściwie wszyscy przez nią przechodzili. Franek złapał wirusa na koniec oazy, więc podróż powrotna była dla niego trochę ciężka, ale dzielnie to zniósł i nie wymiotował. Za to trzymało go jeszcze kilka dni po powrocie. Jednak organizm osłabiony i teraz ma jakieś przeziębienie. Marysia chyba też coś od niego łapie, a wirus przeskoczył na Monikę. Zawsze coś. Ja wirusa miałem na oazie właściwie jeden dzień i teraz na razie mnie nie łapie. Kto wie, może nawet się uodporniłem?
Poza chorobami Monikę łapią jakieś mocne skurcze, więc dobrze jakby odpoczywała. Ale z dziećmi nie zawsze się to udaje.
Póki co jesteśmy raczej dobrej myśli.
A na osłodę (choć troszeczkę) - słodkie zwierzątka:
http://www.joemonster.org/art/20633/Zwierzeta_ktorych_nawet_nie_podejrzewalbys_ze_moga_byc_slodkie