Zaraz po powrocie z Warszawy do Lublina (przez Radzyń bo bliżej) w niedzielę zwiedzaliśmy okolice Lublina. Odwiedziliśmy Motycz i Rejonowy Dzień Wspólnoty. Cały prawie nasz krąg powiedział świadectwa z rekolekcji. Było miło, a potem jeszcze ciasteczko i herbatka. Impreza wbrew pozorom dość krótka, bo już o 14. jechaliśmy na obiad do Michała i Aleksandry. Było dość wesoło. Mieliśmy przyjechać z obiadem, ale u mężczyzn duża liczba informacji powoduje przeciążenie, wiec fasolka została w domu. Franek wylał zupę na moją sukienkę i pizza była z ostrymi papryczkami jalapeño. Wieczorem jeszcze odwiedziliśmy Hannę z Markiem. Troszkę posiedzieliśmy, pogadaliśmy i wróciliśmy do domu po dniu pełnym atrakcji.
Jesteśmy narodem wędrującym. Dlatego już w poniedziałek wróciliśmy do Radzynia, żeby móc w środę być z powrotem w Lublinie. Ale posiedzieliśmy, pogadaliśmy, zrobiliśmy zakupy, trochę się pośmialiśmy, odwiedziliśmy kilka osób, dostaliśmy troszkę prezentów i azymut na Lublin. W międzyczasie Franuś sobie nabił kilka guzów, bo przecież nauka chodzenia musi być odczuwalna.
Czas urlopowego wędrowania zakończył się na Rekolekcjach Diecezjalnej Diakonii Muzycznej w Księżomierzy. Polecamy grającym i niegrającym, bo to dla nas był dobry czas.
Okazało się, że kapłani mają dużą moc sprawczą w imieniu Pana, a wstawiennictwo ks. Franciszka Blachnickiego może także zdziałać cuda. Dla Boga nie ma nic niemożliwego...
Udział w tych rekolekcjach wiązał się z podjęciem odpowiedzialności i posługi w Ruchu jako muzyczni. To oczywiście udział w kilku dodatkowych dziełach ze strony muzycznej. Między innymi był to już piknik rodzinny w Matczynie, choć diecezjalny to brało w nim udział nie więcej niż 50 os. Mimo to było bardzo milo a na dodatek Frankowi się bardzo podobało i już powoli zaczyna się uczyć piosenek z pokazywaniem, a raczej pokazywania w piosenkach...
Na koniec września oczywiście wielkie świętowanie Łukaszowych urodzin. Zeszło się kilka osób, no i fajnie. Posiedzieliśmy sobie troszkę, pogadaliśmy niewiele, bo warunki były dość kiepskie do rozmów. Udało się zagrać w jedną grę, choć nie wszyscy byli z tego zadowoleni, ale i tak było sympatycznie. Choć to był ciężki dzień, bo już o 20 wszyscy byli padnięci, to impreza jak dla mnie była udana.
Na koniec września 27, czyli właściwie wczoraj, dotarła do nas smutna wiadomość. Zmarła ciocia Celinka (Siostra Mojego Śp. Dziadziusia Kazika). Zawsze się wydawało, że ona się ze wszystkiego wykaraska, bo z niedokrwistością żyła już 40 lat. Wiele rzeczy ją spotkało, ale jakoś jej się udało przez to przejść. Jednak komplikacji po wypadku, który miał miejsce 5 września, nie udało się zatrzymać. Ostatnie dni to obawa, że śmierć nadejdzie w każdej chwili, a i tak kobieta była na nogach prawie do samego końca... Ech, Ty Życie... Wieczny Odpoczynek racz dać Jej Panie....
wtorek, 28 września 2010
poniedziałek, 27 września 2010
urlopowe wycieczki - ciąg dalszy
Właściwie można by tutaj jeszcze trochę pozachwycać się nad pięknem Zamku Królewskiego i 'Krajobrazu z miłosiernym Samarytaninem' a także 'Damy z łasiczką', jednakże idźmy dalej. W naszych długich i krętych drogach po Warszawie spotkaliśmy także Syrenkę. Monikę ona zupełnie zaskoczyła. Jakże to było piękne. 'Jaka ona mała!'. Tak czy siak była i chyba się cieszyła z naszego przyjścia. Właściwie to nie tylko Syrenka, bo myślę, że i Sfinks się cieszył.
Odwiedziny w Warszawie zakończyliśmy kawiarnią My Baby Cafe - miejsce magiczne, zwłaszcza dla dzieci, gdzie można znaleźć wszystko, co potrzebna dla maluchów: zabawki, zabawki, właściwie cały plac zabaw (2 duże sale), książki (bajki, kolorowanki), gry planszowe dla całej rodziny, poza tym całkiem spory wybór nocników w WC i ekstra sprzęt do przewijania razem z pieluszkami. Poza tym nie można zapomnieć o niesamowicie bbogatym menu: kanapeczki dla dzieci, milkszejki, koktajle bezalkoholowe, desery, kawy etc. Słowem wszystko. Zdarza się też, że w tych salach dla dzieci sa opiekunki, co sprawia, że można spokojnie zostawić pociechy pod opieką profesjonalistek a samemu pogrążyć się w konsumpcji, dyskusji, lekturze, grze, czymkolwiek.
Naszą bazą wypadową był Głosków i dom wujostwa Janowskich :) Udało się przy okazji Ślopa zarazić Pandemikiem i Stone Age'm. Wracając do domu krętymi drogami rozwiązywaliśmy jeszcze zakręcone Czarne historie.
Odwiedziny w Warszawie zakończyliśmy kawiarnią My Baby Cafe - miejsce magiczne, zwłaszcza dla dzieci, gdzie można znaleźć wszystko, co potrzebna dla maluchów: zabawki, zabawki, właściwie cały plac zabaw (2 duże sale), książki (bajki, kolorowanki), gry planszowe dla całej rodziny, poza tym całkiem spory wybór nocników w WC i ekstra sprzęt do przewijania razem z pieluszkami. Poza tym nie można zapomnieć o niesamowicie bbogatym menu: kanapeczki dla dzieci, milkszejki, koktajle bezalkoholowe, desery, kawy etc. Słowem wszystko. Zdarza się też, że w tych salach dla dzieci sa opiekunki, co sprawia, że można spokojnie zostawić pociechy pod opieką profesjonalistek a samemu pogrążyć się w konsumpcji, dyskusji, lekturze, grze, czymkolwiek.
Naszą bazą wypadową był Głosków i dom wujostwa Janowskich :) Udało się przy okazji Ślopa zarazić Pandemikiem i Stone Age'm. Wracając do domu krętymi drogami rozwiązywaliśmy jeszcze zakręcone Czarne historie.
krótko wrześniowo jeszcze
Dużo się wydarzyło w tym miesiącu. To będzie krótkie sprawozdanie z wydarzeń, w których braliśmy udział. 4 września moja siostra zwana również Aleksandrem Macedońskim ślubowała miłość wierność i uczciwość małżeńską etc. obecnemu mojemu szwagrowi zwanemu Miśkiem potocznie. Impreza była przepiękna. Były wyjątki, kiedy to Panna Młoda miała suknię całą w czekoladzie albo połamało jej się koło w sukni, właściwie nie wiadomo dlaczego. Przygody Młodego nie są mi bliżej znane. Przy okazji udało się nam być razem z Frankiem. Razem wróciliśmy o 2. rano, bo Franek wcześniej bawił się z różnymi ludźmi, niekoniecznie z rodzicami. Po 12. i oczepinach także zaśpiewali mu sto lat, bo właśnie wtedy skończył roczek. Udało mu się go przetuptać, bo tydzień wcześniej zaczął sam chodzić. Po weselu poprawiny i tort urodzinowy naszego synka... a w poniedziałek kolejny wyjazd.
Wyruszyliśmy do Warszawy. Wróciliśmy dopiero w sobotę, wiec trochę zabalowaliśmy. Odwiedziliśmy kilka fajnych miejsc i spotkaliśmy się z kilkoma osobami... pozdrawiamy bardzo, szczególnie Te pociągające...
Zwiedziliśmy muzeum Chopina na Okólniku. Nowe technologie, dużo wiadomości, ciekawe rozwiązania i super sala dla dzieci. Ciekawe jest to, że nie trzeba tam być cicho, bo są głosniki, przez które można wielu rzeczy posłuchać. Przede wszystkim wszędzie słychać muzykę Chopena.
Potem był Zamek Królewski i Dama z Łasiczką i Dobry Samarytanin. Piękne obrazy.
Wyruszyliśmy do Warszawy. Wróciliśmy dopiero w sobotę, wiec trochę zabalowaliśmy. Odwiedziliśmy kilka fajnych miejsc i spotkaliśmy się z kilkoma osobami... pozdrawiamy bardzo, szczególnie Te pociągające...
Zwiedziliśmy muzeum Chopina na Okólniku. Nowe technologie, dużo wiadomości, ciekawe rozwiązania i super sala dla dzieci. Ciekawe jest to, że nie trzeba tam być cicho, bo są głosniki, przez które można wielu rzeczy posłuchać. Przede wszystkim wszędzie słychać muzykę Chopena.
Potem był Zamek Królewski i Dama z Łasiczką i Dobry Samarytanin. Piękne obrazy.
środa, 1 września 2010
Kolejna wygrana gra: Martinique
Poza tym w najbliższym czasie przewiduję małe rotacje w kolekcji gier (głównie chodzi o sprzedaż starych, mało granych tytułów). Więcej informacji umieszczę może nawet tutaj już niebawem. Może będziecie mieli okazję załapać się na jakąś fajną promocję.
Poza tym w najbliższym czasie przewiduję małe rotacje w kolekcji gier (głównie chodzi o sprzedaż starych, mało granych tytułów). Więcej informacji umieszczę może nawet tutaj już niebawem. Może będziecie mieli okazję załapać się na jakąś fajną promocję.
Etykiety:
gry
Subskrybuj:
Posty (Atom)