Monika po wielu długich dniach wróciła do domu.
USG zdiagnozowało dysproporcję w rozwoju u naszej Marysi. Główka rozwija się normalnie, za to reszta niestety trochę za wolno. W szpitalu lekarze niestety się nie wykazali. Zaczynając od zupełnego braku informacji o stanie zdrowia Moniki, kończąc na lekceważeniu kilku zdaje się ważnych objawów jak podwyższone tętno...
No cóż... Mimo wszystko zdaje się, że wszystko zmierza ku dobremu. Monika ma mieć jeszcze jedno USG i na nim zobaczymy, jak to wszystko wygląda.
Przez ten czas (jakiś tydzień) staraliśmy się z Frankiem jakoś przeżyć. Pomagało nam wiele przyjaznych osób: kasai, ciotkateodozja, teletombik, moi rodzice... Dobry to był i trudny zarazem czas. Myślę także, że jednak potrzebny. Trud i ból, no i smutek jeśli na nim się nie zatrzymujemy, zaprowadzi do lepszych rzeczy.
Franek teraz trochę choruje. Ale też miejmy nadzieję, że niedługo się to skończy. Wracając do szpitala, to Monika wyszła z niego z jakimś wstrętnym kaszlem. Też już powoli dochodzi do siebie. Ja w zasadzie od czwartku też trochę cierpię, bo przewiałem sobie kawałek pleców i też miałem jakąś tam infekcję gardłowo-nosową. Żyjemy...
Z miłych akcentów: dzisiaj zjedliśmy obiad, byliśmy na mszy, obejrzeliśmy Złomka... Same dobre rzeczy. Markowie nas odwiedzili. A we wtorek oczekujemy na Karolów.
Sigur ros:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz