środa, 27 kwietnia 2011

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

Frankowe filmy

niedziela, 3 kwietnia 2011

cd. długiego tygodnia:)

Na szczęście okazało się, że kaszel, podwyższone tętno i jakieś duszności wynikają z tajemniczo ukrytego stresu. Wyszłam ze szpitala i wszystko wróciło do normy...
Mam tylko jedno trudne zadanie... leżeć... Jak człowiek normalnie nie umie takich rzeczy robić, to jak trzeba też mu nie wychodzą... więc najlepszym miejscem na leżenie był szpital, ale teraz się przynajmniej staram. Mam nadzieje, że wytrzymamy jeszcze miesiąc razem - może Marija jeszcze nie będzie chciała się zapoznawać ze światem :) przed świętami. Na wszelki wypadek torbę jednak spakuje jutro już... żeby nie było niespodzianek.
Dzięki wszystkim, którzy wspierali chłopaków w ostatnim długim tygodniu. Jeszcze jeden taki ich czeka, jak już się nasze Dziecię urodzi. Mam nadzieje, że też wtedy będą mieli tak dobrych pomocników /wcale się nie podlizujemy/.
Jedno jest pewne, w szpitalu sobie odpoczęłam dużo. Przeczytałam 1,5 toma trylogii husyckiej i poznałam kilka fajnych osób i duuuużo ciekawych przypadków chorobowych wśród kobiet... i posłuchałam sobie troszkę dobrej muzyki. //Polecam Leniwego diabła i kilka innych kawałków Kuby Badacha.
Ale stęskniłam się za chłopakami to fakt... :D:D:D:D:D

Długi tydzień

Monika po wielu długich dniach wróciła do domu.
USG zdiagnozowało dysproporcję w rozwoju u naszej Marysi. Główka rozwija się normalnie, za to reszta niestety trochę za wolno. W szpitalu lekarze niestety się nie wykazali. Zaczynając od zupełnego braku informacji o stanie zdrowia Moniki, kończąc na lekceważeniu kilku zdaje się ważnych objawów jak podwyższone tętno...
No cóż... Mimo wszystko zdaje się, że wszystko zmierza ku dobremu. Monika ma mieć jeszcze jedno USG i na nim zobaczymy, jak to wszystko wygląda.
Przez ten czas (jakiś tydzień) staraliśmy się z Frankiem jakoś przeżyć. Pomagało nam wiele przyjaznych osób: kasai, ciotkateodozja, teletombik, moi rodzice... Dobry to był i trudny zarazem czas. Myślę także, że jednak potrzebny. Trud i ból, no i smutek jeśli na nim się nie zatrzymujemy, zaprowadzi do lepszych rzeczy.
Franek teraz trochę choruje. Ale też miejmy nadzieję, że niedługo się to skończy. Wracając do szpitala, to Monika wyszła z niego z jakimś wstrętnym kaszlem. Też już powoli dochodzi do siebie. Ja w zasadzie od czwartku też trochę cierpię, bo przewiałem sobie kawałek pleców i też miałem jakąś tam infekcję gardłowo-nosową. Żyjemy...
Z miłych akcentów: dzisiaj zjedliśmy obiad, byliśmy na mszy, obejrzeliśmy Złomka... Same dobre rzeczy. Markowie nas odwiedzili. A we wtorek oczekujemy na Karolów.

Sigur ros: